W kinie: Człowiek o tysiącu twarzy

1000twarzy

 

CZŁOWIEK O TYSIĄCU TWARZY
17. Tydzień Kina Hiszpańskiego
reż. Alberto Rodríguez

moja ocena: 6.5/10

 

Mając w pamięci niedawno oglądane przeze mnie “Gold”, twórcom z Hollywood poleciłabym korepetycje u Hiszpanów, jak robić kino oparte na nieprawdopodobnych, ale autentycznych historiach. Tytułowym człowiekiem o tysiącu twarzy w filmie Alberto Rodrígueza jest niejaki Francisco Paesa – facet, który w życiu zajmował się właściwie wszystkim. Od podejrzanych biznesów po prowadzenie tajnych, rządowych operacji wymierzonych w ETA. Paesę poznajemy w momencie, gdy nie pełni on już żadnej znaczącej roli, próbuje się odnaleźć w nowej sytuacji, gdy nieco odcięty od dużych pieniędzy i politycznych wpływów, szuka pomysłu na życie. Ten podsuwa mu były dyrektor generalny policji, który musi ukryć majątek zgromadzony w nielegalny sposób. Paesa okazuje się jego ostatnią deską ratunku, bo potrafi stworzyć skomplikowaną sieć powiązań i połączeń, po której skutecznie potrafi się poruszać tylko on sam. Choć akcja filmu reżyser pamiętnego dzieła “Stare grzechy mają długie cienie” dzieje się w latach 90., przesiąknięta jest klimatem tej przed-cyfrowej epoki, “Człowiek o tysiącu twarzy” stanowi ciekawą mieszankę politycznego kina noir w starym, amerykańskim stylu (wielopiętrowe śledztwa i intrygi opierały się na międzyludzkich kontaktach, z których większość to były szemrane postacie z wątpliwą przeszłością) i stylowych, francuskich, niemalże przygodowych filmów sensacyjnych z lat 60. i 70., z których jednym z bardziej znanych jest “Człowiek z Rio” z Jean-Paulem Belmondo. Rodríguez ma jednak własny styl, co ułatwia mu sprawę, oddalając go od statusu zdolnego kopisty. Potrafił fajnie zbilansować niesamowitość samej intrygi, ducha czasów i niezwykłość swojego bohatera, choć być może w tym ostatnim zatracił się trochę zbyt mocno, poświęcając tym samym kilka innych, ciekawych wątków.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.