W kinie: Moje Arcydzieło (WFF)

mojearcy

 

MOJE ARCYDZIEŁO
Warszawski Festiwal Filmowy’18
reż. Gastón Duprat

moja ocena: 6.5/10

 

Marszand z Buenos Aires latami inwestował w dzieła niegdyś cenionego malarza i prywatnie swojego przyjaciela. Dzisiaj jednak pozycja artystyczna Renzo zdecydowanie podupadła. On sam zaś wyraźnie zgorzkniał i stał się aspołeczną jednostką na granicy bankructwa. Sprytny Arturo znajduje jednak podstępne wyjście z sytuacji, by móc dalej zarabiać na obrazach przyjaciela. Gastón Duprat – reżyser wyróżnionego niegdyś w Wenecji “Honorowego Obywatela” – znów opowiada o ludziach kultury, którzy muszą się dostosowywać w groteskowo kreatywny sposób do dziwnych okoliczności we współczesnych czasach, ale przede wszystkim o jej odbiorcach, których podążanie za modą i kreowanie trendów prowadzi do wielu absurdów. Duprat więc z radością je obnaża i wyśmiewa. Tym razem jednak jest trochę mniej błyskotliwy i wywrotowy. W “Moim Arcydziele” wyrafinowany dowcip miesza się z dość prostackimi żartami. Fajna jest główna intryga, którą wymyśla Renzo, ale już nudzi kilka wątków pobocznych, które powstały tylko po to, by w pewnym momencie posłużyły za rozrywkowy gag sytuacyjny. Czarująca jest interakcja między Guillermo Francellą i Luisem Brandonim, która przypomniała mi postacie zgryźliwych tetryków, odgrywanych niegdyś z takim wdziękiem przez Waltera Matthau i Jacka Lemmona. W przeciwieństwie do “Honorowego Obywatela” “Moje Arcydzieło” jest filmem bardziej rozrywkowym i komediowym, w czym Gastón Duprat też czuje się całkiem nieźle.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.