W kinie: Mord

mord

 

MORD
Pięć Smaków 2018
reż. Shin’ya Tsukamoto

moja ocena: 6/10

 

Mała, rolnicza wioska na skraju lasu, w której wytchnienie od trosk wszelakich, w tym wojaczki z mieczem katana w ręku, znalazł ronin Tsuzuki. Bliskość natury, spokojna praca na roli, miła dziewczyna w sąsiedztwie, jej brat jako kompan w treningu sztuk walki, ale ta sielanka nie może trwać wiecznie. Dość szybko o uśpionego wojownika upomina się jego samurajska przeszłość i przyszłość uosabiana przez niejakiego Sawamurę – starszego ronina, który zbiera kompanów, by udać się na wojnę do Edo. Walka oznacza zabijanie, a to ewidentnie czynność, na którą alergię ma Tsuzuki. Chanbara eiga w autorskiej interpretacji Shin’yi Tsukamoto (Japończyk nie tylko wyreżyserował swój film, ale też został jego operatorem, napisał scenariusz i zajął się montażem) przybiera formę mocno rozedrganej (dosłownie – przez roztrzęsioną, nerwową pracę kamery) i rozhamletyzowanej tragedii antycznej. Wokół głównego bohatera dzieją się coraz to nowe dramaty, dotykające tych, na których powinno mu zależeć, a on sam zamiast ich bronić i chwycić za samurajski miecz,którym posługuje się w całkiem biegły sposób, niejako w obronie koniecznej, walczy sam ze sobą. Ten cały bagaż kultury i tradycji, którego elegancko unikał, teraz napiera na Tsuzukiego w najbardziej ekstremalny sposób, żądając nie tyle krwi i ofiary, ile tego, by samuraj spełnił w końcu swój samurajski obowiązek. Gdy “Mord” porusza się w rejestrach dramatu psychologicznego w kostiumie z epoki, Tsukamoto potrafi całkiem sensownie rozegrać emocje, rozdarcie i wątpliwości swojego bohatera. Nawet jeśli za dużo tu tego wspomnianego hamletyzowania. Jednak jego film jako próba odczarowania etosu samurajskiego kina, wydaje mi się – jak na tego twórcę – zbyt grzeczny i zachowawczy. Więcej krwi, szaleństwa, psychodelii. Mniej biegania po lesie z kamerą bez stabilizacji. Ktoś taki jak Tsukamoto powinien to wiedzieć.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.