W kinie: Forteca

forteca

 

FORTECA
Camerimage 2018
reż. Hwang Dong-hyuk

moja ocena: 5.5/10

 

Epicki fresk o ważnym epizodzie z historii Korei i środkowym okresie panowania w tym kraju dynastii Joseon. Czasów niespokojnych, bo naznaczonych wojnami z sąsiadami oraz trudnymi stosunkami z podzielonym między dwie, potężne dynastie państwem chińskim. Tytułowa forteca – Namhansanseong – to budowla wzniesiona na górzystym terenie nieopodal dzisiejszego Seulu, której sławę przyniosło starcie w 1636 r., kiedy to pomimo wyjątkowo srogiej zimy, ograniczonych zasobów i brakiem wsparcia sojuszniczych armii koreańskie wojsko zamknięte w fortecy próbowało odeprzeć atak wielokrotnie bardziej licznych i lepiej uposażonych Mandżurów. Film dokładnie, metodycznie studiuje te wydarzenia, rozbierając na czynniki pierwsze przyczyny takiego, a nie innego obrotu zdarzeń – przede wszystkim irracjonalne decyzje polityczne i militarne podejmowane przez władcę i jego ministrów, którzy zamiast mierzyć się z realiami i własnymi możliwościami, wybierali rozwiązania ceremonialne i unosili się dumą. Te okoliczności sprawiły, że wybór, jaki finalnie tu pozostał należało rozpatrywać w kategorii walki z godnością, acz z wiadomym, tragicznym skutkiem czy upadlającego rozejmu z pogardzanym wrogiem. W “Fortecy” nie giną też ludzkie historie, jak choćby ta niezłomnego kowala i jego brata, małej, osieroconej dziewczynki czy najbardziej lojalnych państwu polityków, rozdartych w obliczu potencjalnej, bolesnej klęski. Czy to sprawia, że oglądamy jakieś wyjątkowe, niesamowite dzieło? Niekoniecznie. Koreańska super produkcja to bowiem typowy w swojej kategorii film historyczno-wojenny. Wspaniałe widowisko na poziomie technikaliów typu kostiumy, scenografia, udźwiękowienie czy praca kamery (stąd choćby Złota Żaba na Camerimage), ale już dość banalne scenariuszowo, wypełnione patosem i egzaltowaną dramaturgią. Zaskakujące, że jednak relatywnie niewiele w “Fortecy” jest scen batalistycznych. Sporo się tu za to dyskutuje, negocjuje, konfrontuje pomysłów i poglądów. Ale muszę też przyznać, że ogromne wrażenie zrobiła na mnie sama końcówka. Wygrywana na zdecydowanie bardziej subtelnych nutach, pokazująca różne odcienie klęski i okrutną w swym ceremoniale cenę za tron nieskąpany we krwi oraz zuchwałą pychę i bezduszny triumfalizm zwycięzców.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.