W kinie: Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia (Berlinale)

petrunya

 

BÓG ISTNIEJE, A JEJ IMIĘ TO PETRUNIA
Berlinale 2019
reż. Teona Strugar Mitevska

moja ocena: 6.5/10

 

Petrunia zamiast skutecznie znaleźć pracę pakuje się w nie lada kłopoty. W spontanicznym, niczym nieuzasadnionym odruchu skacze do wody, zakłócając lokalne święto, wyławia krzyż i otwiera tym czynem prawdziwą puszkę Pandory. W jednej chwili wiecznie bezrobotna, pulchna 30-latka obraża uczucia religijne i bezcześci największe świętości, bo wodne zawody z krzyżem to pradawny, męski rytuał. W oczach zacietrzewionej dziennikarki staje się symbolem sprzeciwu wobec archaicznego patriarchatu i rzeczniczką emancypacji kobiet. Zaś w oczach organów ścigania to najpierw poszukiwany zbieg, a później obiekt wnikliwego śledztwa z poważnym oskarżeniem kradzieży kościelnego mienia. Absurd sytuacji z czasem dostrzega sama Petrunia, która marzy już tylko o tym, by z komisariatu wrócić do domu, choć też tanio skóry nie ma zamiaru sprzedać, bo buntowniczą naturę wyniosła z domu, a z uniwersytetu – ciętą ripostę. Ta afera wydarzyła się na macedońskiej prowincji, ale wymowa tego groteskowego komediodramatu ma alarmująco uniwersalny wydźwięk. Wszędzie tam, gdzie religijne zacietrzewienie ustępuje miejsca zdrowemu rozsądkowi, a światopoglądowy konserwatyzm jest jedynym słusznym sposobem patrzenia na świat potrzeba takiej awanturniczej Petrunii, by przejrzeć na oczy, że coś tu jest jednak nie tak. Tytułowa postać z filmy Teony Mitevskiej jawi się więc jako super bohaterka naszych czasów. Bez magicznych umiejętności i gadżeciarskich atrybutów, ale za to reprezentująca swoją postawą i nieidealnym życiorysem wartości i postawy tak bardzo potrzebne w naszych niespokojnych, zantagonizowanych czasach.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.