W kinie: Ojciec

bashtata

 

OJCIEC
polska premiera: 17.07.2020
reż. Małgorzata Szumowska

moja ocena: 6/10

 

Po “Lekcji” i “Sławie” – dziełach reżyserskiego duetu z Bułgarii, Kristiny Grozevej i Petara Valchanova – śmiało można już powiedzieć, że w naszym, środkowoeuropejskim regionie to jedni ze zdecydowanie ciekawszych twórców. W swoim kinie nie stronią od swojskiego, acz twardego realizmu (z tego słyną te mniej zamożne kinematografie), ale z drugiej strony potrafią wziąć rzeczywistość, o której opowiadają, w nawias błyskotliwego absurdu. Dzięki temu narracja Bułgarów potrafi być jednocześnie gorzka i sympatycznie rozczulająca. Doskonale widać to w “Ojcu” – zeszłorocznym zwycięzcy z Karlowych Warów. Lepszym niż “Lekcja”, słabszym od fajowej “Sławy”. Swojska, nie najładniejsza tragikomedia opowiada o trudnej relacji ojca i syna. Obaj już nie najmłodsi, doświadczeni przez życie, ale ciągle dziecinnie napędzający się wzajemnymi pretensjami i żalami. Na tle boleśnie zwyczajnej prowincji i jej rubasznej specyfiki wiwisekcję tych więzów nakrywa skorupa niewymuszonego, humorystycznego absurdu. Niecodzienne wydarzenia z udziałem ojca i syna pokazują groteskowość ich pokoleniowego konfliktu, ale też uzmysławiają uniwersalne, proste rzeczy. O tym, jak będąc blisko siebie, nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Zwłaszcza o sprawach najistotniejszych. Jak niepotrzebnie skupiając się aż nadto na przeszłości, nie tylko nie dostrzegamy i nie korzystamy z tego, co dzieje się teraz, ale również gubimy z radarów nie tak odległą przyszłość. Reżyserski duet z Bułgarii nieprzeciętnie opanował umiejętność przełamywania gorzkiej melancholii prostolinijną czułością. Nie szarżują z dowcipem, bo nie chcą obśmiewać swoich bohaterów, ale pozwolić z ich losów wyciągnąć wnioski zdecydowanie szerszemu audytorium. Ja z “Ojca” zapamiętam jedną lekcję: ostatecznie najprostszą metodą na osłodzenie trudów rodzinnego pojednania jest dżem z pigwy.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.