W kinie: Saloum (WFF)

saloum

 

SALOUM
Warszawski Festiwal Filmowy 2021
reż. Jean Luc Herbulot

moja ocena: 7/10

 

Gdy pisałam o raczej sprawiedliwych i słusznych werdyktach, jakie zapadły na WFF, nie zgadzam się właściwie tylko z jedną kwestią – brakiem jakiegokolwiek wyróżnienia dla senegalskiej produkcji “Saloum”, mojego ulubionego filmu z tegorocznej edycji warszawskiego festiwalu. Kino z Afryki od jakiegoś czasu coraz mocniej przepycha się na współczesnym, art house’owym rynku. Choć nie jest to jeszcze renesans na miarę wskrzeszenia popularności filmów z Czarnego Lądu z czasów świetności klasyków pokroju Sembène Ousmane’a czy Souleymane’a Cissé, naprawdę jest coraz lepiej (i też bardzo profesjonalnie). Od dwóch lat afrykańskie produkcje goszczą w moich zestawieniach ulubionych filmów roku – w 2020 miałam aż dwa tytuły w TOP20 i przebiły się one do rankingu wcale nie dlatego, że tamten sezon był specyficzny, bo okrojony z filmowych doznań. Dziś Jean Luc Herbulot także ma ogromne szanse pojawić w grudniowym podsumowaniu. “Saloum” to wybuchowe the best of motywów i tematów, jakie w zbiorowej świadomości kojarzą się z Afryką. Wojny, krwawe konflikty napędzane przez despotycznych watażków, kolonialna przeszłość infekująca skompromitowaną teraźniejszość, duchy, szamański folklor i dzika przyroda to mocne fundamenty przebojowego kina gatunkowego, w którym Herbulot żongluje znanymi kliszami niczym wytrawny sztukmistrz. Już w prologu, gdy poznajemy głównych bohaterów, reżyser nie oszczędza nam wrażeń rodem z produkcji o Jasonie Bourne’ie. Rzuca nas w sam środek brutalnego zamachu stanu w Gwinei-Bissau, skąd Hieny – trójka najemników o umiejętnościach wyborowych komandosów – wyciąga meksykańskiego handlarza narkotyków. Zleceniodawcy nakazali, by mężczyznę odstawić do Dakaru, ale ekipa utknie w połowie drogi – na mokradłach delty rzeki Sine-Saloum. Chakę (Yann Gael), Rafę (Roger Sallah) i Minuita (Mentor Ba) wraz z ich meksykańskim kompanem ugości nadzorca lokalnego parku krajobrazowego, ale pozornie spokojne i przyjazne otoczenie nie tylko zagraża poszukiwanym w wielu afrykańskich krajach Hienom, ale też kryje wiele tajemnic.

Herbulot narzucił narracji energiczne tempo znane z kina sensacyjnego. Wiele scen w “Saloum” charakteryzuje szybki montaż i bliski sposób kadrowania, dzięki czemu widz czuje się włączony w wartki strumień akcji. Ta fabuła ma też atrakcyjnych (anty)bohaterów. Niby wyjętych spod prawa rzezimieszków, ale kierujących się w działaniu dość szlachetnym kodeksem postępowania, w relacjach ze sobą – autentyczną przyjaźnią i lojalnością. Spoiwem wielu historii, jakie ostatecznie spotykają się na malowniczych, podmokłych terenach Sine-Saloum – opowieści o zemście, traumie, odkupieniu, braterstwie, a nawet spirytualistycznego thrillera – jest magiczna mitologia Czarnego Lądu. Wyrastająca z tych ziem, będąca immanentną częścią afrykańskich kultur i tradycji. Bieg zdarzeń w filmie, zwłaszcza tych kulminacyjnych i finałowych, dyktuje lokalna mistyka, co ma więcej sensu niż by się mogło wydawać. Dzięki temu to oddychające rdzennym dziedzictwem Afryki “Saloum” unika wielu pułapek, w jakie wpada kino rozrywkowego. Kusi egzotyką, zagadką, nieoczywistością, a jednocześnie mówi więcej i bardziej atrakcyjnie o specyfice tego regionu świata niż niejeden dokument czy prosty dramat. Warto dać się porwać nurtom tej senegalskiej rzeki i poczuć prawdziwą Afrykę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.