W kinie: Matka Teresa od kotów

 

MATKA TERESA OD KOTÓW
polska premiera: 17.09.2010
reż. Paweł Sala

moja ocena: 6.5/10

 

Być może „Matka Teresa od kotów” jest jednym z najoryginalniejszych, kameralnych filmów psychologicznych ostatnich kilku (kilkunastu?) lat, jakie spłodziła rodzima kinematografia, choć zabieg formalny opowiadania historii wspak jest w gruncie rzeczy banalny, tutaj mądrze został wykorzystany. W fabule Pawła Sali imponuje aktorstwo – dojrzały, obłędny Mateusz Kościukiewicz każdym swoim gestem i rozgniewanym spojrzeniem przekonuje, że Artur byłby zdolny do zabicia własnej matki, Ewa Skibińska emanuje poczciwością i pozwala wierzyć, jak grana przez nią postać Teresy bardzo była bezradna wobec rosnącej frustracji chłopaka, epizody z Ewą Szykulską są genialne i niesamowicie potrzebne tej historii. W filmie kupy nie trzyma się jedynie motywacja działań. Dlaczego tak naprawdę chłopak zabił matkę, wplątując w swoje chaotyczne życie młodszego brata? Dlaczego matka nie zdecydowała się na bardziej stanowczą reakcję, która mogłaby uchronić jej drugiego syna od zgubnego wpływu Artura? Czemu ten młodszy pozwolił na morderstwo, skoro nigdy nie żywił do matki takich urazów, jak starszy brat? Jakie konkretnie to były urazy? Takich pytań rodzi się tu więcej i pozostają bez klarownej odpowiedzi. „Matka Teresa od kotów” przypomina „Plac Zbawiciela”, choć u Krauzego niemożność przeciwstawienia się przyszłej tragedii miała zdecydowanie mocniejsze podstawy. Sala namnożył wątków (od wojennej traumy ojca po zaczepny charakter pozbawionego autorytetów starszego syna), niekoniecznie spajając je w solidną konstrukcję.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=S5DOhQV3vwM]