W kinie: Musimy porozmawiać o Kevinie

 

MUSIMY POROZMAWIAĆ O KEVINIE
polska premiera: 13.01.2012
reż. Lynne Ramsay

moja ocena: 5.5/10

 

Ze zlepków motywów z takich filmów jak „Omen”, „Synalek”, a nawet „Dziecko Rosemary” Lynne Ramsay tworzy przesadnie fantazyjny i tym samym nieco irytujący w środkach wyrazu (wszechobecna czerwień, ostre cięcia montażowe, scenki jak z banalnego horroru albo z art-house’owego teledysku) dramat o rodzicielskich nieszczęściach. Matka tytułowanego Kevina nie kocha swojego dziecka, ale mimo to stara się obchodzić z synem w tradycyjny, społecznie akceptowalny sposób. Jednakże chłopak od niemowlęcych lat zdradza psychopatyczne skłonności, a niemoc i beznadzieja matki w starciu z jego okrucieństwem i wyrachowaniem doprowadzi do nieuchronnej tragedii, za którą, co „normalne” w takiej sytuacji, zawsze będzie winny rodzic. Tilda Swinton faktycznie jest znakomita, ale dziwią mnie te wszystkie staranne rozbiórki filmu na czynniki pierwsze, bo nie ma się tu specjalnie nad czym rozwodzić. Ramsay nic niezwykłego o współczesnym macierzyństwie nie mówi, ale nieźle udaje, że jej film w tym temacie ma coś ważnego do powiedzenia. Nie dajcie się nabrać.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=B-8Q7eoEaxo]