Dobre płyty 2013 (odc. 1)

mbv

My Bloody Valentine: m b v
self-released

 

Ponad 20 lat od premiery wybitnego „Loveless” Shields i spółka w końcu prezentują światu świetną kontynuację swojego wizjonerskiego stylu z tamtego krążka, który swego czasu trochę zrewolucjonizował muzykę gitarową. Jedna z najbardziej oczekiwanych premier XXI wieku, spełnione nadzieje.

 

yltfade

Yo La Tengo: Fade
Matador

 

Prawie 20 lat bardzo równej i wartościowej kariery muzycznej, a YLT dalej w świetnej formie. „Fade” zostanie jedną z moich ulubionych płyt zespołu. Niezwykła melodyjność, rewelacyjny opener i jeszcze bardziej znakomity closer, harmonia piękna i jakiś taki autentyzm, którego często brakuje młodszym.

 

foxygenlp

Foxygen: We Are The 21st Century Ambassadors Of Peace & Magic
Jagjaguwar

 

Rozczulająca podróż w przeszłości pop-rockowych korzeni. Masa niesamowitych cytatów z Velvetów, Beach Boysów, ówczesnej psychodelii i całej masy innych wykonawców, którzy tworzyli muzyczny krajobraz lat 60. Dobra zabawa to coś więcej niż epigonizm.

 

josejames13

José James: No Beginning No End
Blue Note

 

Po współpracy z Flying Lotusem, James wraca do korzeni soulowego gatunku, nagrywając zresztą dla kultowego dla czarnych brzmień labelu. Choć nie ma w tej płycie wizjonerstwa, uderza z niej elegancja, szlachetność i ogromna staranność, zza których wyłania się naprawdę nietuzinkowa osobowość wokalisty.

 

toroymmoi13

Toro Y Moi: Anything In Return
Carpark

 

Chaza Bundicka ewolucji ciąg dalszy. To na pewno jego najbardziej eksperymentująca, a zaraz najbardziej dopracowana jako całość płyta i właśnie tak warto jej słuchać. Jako szalenie błyskotliwej, spójnego dzieła ocierającego się o sophisti-pop, bez wyróżniania żadnego fragmentu. Bo w całość to danie smakuje najwyborniej.