W kinie: Joe

joe

 

JOE
polska premiera: 3.10.2014
reż. David Gordon Green

moja ocena: 5.5/10

 

Bardzo cenię sobie kameralne, niezależne kino Davida Gordona Greena, w którym reżyser zwykle staje bardzo blisko “ludzkich spraw”, przygląda się egzystencji ludzi do bólu wręcz zwyczajnych, żyjących w wyjątkowo nieatrakcyjnych, a nawet czasem odpychających rejonach Ameryki. To małe, obskurne miasteczka, w których czas płynie swoim rytmem, rządzą tu specyficzne zasady i reguły ponad stanowionym prawem, smutki zapija się wysokoprocentowym alkoholem, a wszelkie marzenia ograniczają się do znalezienia jakiejkolwiek pracy. Etatowy męczennik Hollywoodu, Nicolas Cage w roli tytułowego zarośniętego eks skazańca Joe, tym razem nie cierpi za miliony, ale za jednego konkretnego nastolatka, któremu bezinteresownie chce pomóc wyrwać się ze spirali przemocy i ubóstwa, w jakiej chłopak znalazł się przez wiecznie pijanego ojca, sterroryzowaną matkę i małomówną siostrę. Green po raz kolejny osiągnął wysoki poziom w portretowaniu małomiasteczkowych społeczności – brudnych, wyniszczonych biedą, pozbawionych perspektyw, zdominowanych przez bezsensowną przemoc, za którą kryją się słabości i strach. Tym bardziej szkoda, że sama historia w “Joe” jest tak banalna i ciekawiej opowiedziana została z kilka razy wcześniej. By daleko nie sięgać, np. w “Do Szpiku Kości” Debry Granik.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=s2C0HMu_YvE]