W kinie: God Help The Girl

godhelp

 

GOD HELP THE GIRL
polska premiera: 12.12.2014
reż. Stuart Murdoch

moja ocena: 6.5/10

 

Stuart Murdoch, bodaj jak nikt inny, zasłużył sobie na to, by zrobić musical. Od lat konsekwentnie tworzy w Belle & Sebastian piosenki, które choć na wskroś popowe, ujmują błyskotliwością, inteligencją i nostalgią. To muzyka, która opowiada, a nie w kółko powtarza chwytliwe wersy. Tym razem swoje autorskie kompozycje Murdoch wkomponował w film, który także wyreżyserował. „God Help The Girl” to rzecz ogromnie urocza, hipstersko wystylizowana, zbudowana właściwie na kilku cudnych, lekkich, bardzo brytyjskich teledyskach, które układają się, niekoniecznie klarownie, w historię o spełnianiu marzeń i terapeutycznej sile muzyki, bo pozwalającej wyrażać emocje, zawierać przyjaźnie, zapominać o troskach dnia codziennego. „God Help The Girl” nie jest jednak tak cukierkowe, jak pozornie mogłoby się wydawać. Główna bohaterka dźwiga bowiem na swoich barkach potężny bagaż poważnych problemów, od których muzyka czasem na chwilę pozwala jej się oderwać. Nawet jeśli Murdoch nie poświęca temu aspektowi zbyt wiele uwagi, traktując wątek bardzo po macoszemu, patrząc na Eve i jej smutne oczy, cały czas czuje się, że bajka o muzykalnej dziewczynie z problemami i jej rozśpiewanych kompanach z Glasgow jest bardziej melancholijna niż radośnie optymistyczna. Dokładnie taka, jak muzyka Belle & Sebastian i to jest jednocześnie największy mankament tego filmu – wydaje mi się, że zakochają się w nim głównie fani twórczości szkockiego zespołu. Ja się do nich zaliczam, więc „God Help The Girl” trochę skradło mi serce.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=1zYFJHaZO_Y]