W kinie: Wada Ukryta

inherentvice

 

WADA UKRYTA
francuska premiera: 5.03.2015
reż. Paul Thomas Anderson

moja ocena: 7.5/10

 

To jeden z tych filmów, który właściwie nie funkcjonuje bez kilku, nierozerwalnie z nim związanych kontekstów. Pierwszy z nich związany jest z osobą Thomasa Pynchona. To on napisał książkę, na podstawie której powstała “Wada Ukryta”. Kto spotkał się kiedykolwiek z twórczością tego pisarza i wie, jakim reżyserem jest Paul Thomas Anderson, nie będzie miał wątpliwości – Anderson zdaje się być idealną osobą do ekranizowania postmodernistycznej literatury Pynchona. Kolejny kontekst – powieść, w której opowiada się o upadku ery hippisowskiego etosu, straszy się Charlesem Mansonen, mnoży się najróżniejsze typy, reprezentujące tak odległe od siebie światy – kalifornijskich surferów, motocyklowych gangów, Bractwa Aryjskiego, narkotykowych dilerów, dziwacznych stróżów prawa. Anderson ani przez chwilę nie stara się dosłownie odtworzyć pokręconego świata z książki, czerpie z niej garściami, ale rozszerza ją o własne fascynacje. Nawiązuje do “Boogie Nights”, starego, detektywistyczne kina noir, braci Coen. Skąd wzięła się opinia, że “Wada Ukryta” to najbardziej anarchistyczny, a jednocześnie zabawmy film Andersona od blisko dwóch dekad? Bo to historia trochę o tym, jak Jeffrey Lebowski staje się bohaterem prozy Raymonda Chandlera. Zaznaczę od razu, intryga, którą rozwiązuje prywatny detektyw Larry “Doc” Sportello, jest w gruncie rzeczy straszliwie absurdalna i niezbyt jasna. Nie wiadomo też, jak to się dzieje, że wiecznie zjarany hippis jest w stanie łączyć jej poszczególne elementy ze sobą i wyciągać jakieś wnioski. Trzeźwy widz może mieć z tym niemałe problemy. “Wada Ukryta” stanowi tyleż surrealistyczną zgrywę z estetyki filmu noir, ileż rysuje epicki, barwny portret Kalifornii z początku lat 70. Wygląda ona jak ta z “Tajemnic Los Angeles”, ale w krzywym zwierciadle i oglądana w narkotykowym transie. Rolę przewodnika w tym świecie pełni zblazowany narkoman o aparycji Joaquina Phoenixa w wersji zupełnie odpychającej. Dzięki uzależnieniu Sportello śledztwo dotyczące zniknięcia jego byłej dziewczyny i ciemnych interesów, w jakie jest zamieszana, wygląda jak spacer po lynchowskim “Mulholland Drive”. Nigdy nie można być pewnym, co jest narkotycznym urojeniem detektywa, a co dzieje się naprawdę. Mimo swojej groteskowo-komediowej aury, “Wada Ukryta” jest filmem dość ciężkim, męczącym i pokrętnym. Niemniej jest to zupełnie inny rodzaj wyczerpania niż to, odczuwane choćby po ostatnich dziełach Terrence’a Malicka. “Wada Ukryta” wymaga więcej niż jednego seansu, by w pełni pojąć wszystko to, co dzieje się na ekranie. Jeszcze jedna rzecz przyszła mi na myśl, która dowartościowuje dla mnie ten film. Odnoszę wrażenie, że nie do końca oglądałam ekranizację książki. To raczej projekcja tego, jak “Wadę Ukrytą” czyta Paul Thomas Anderson.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=OUZgOQ186-A]