W kinie: Jak zostać Baskiem

jakzostacbas

 

JAK ZOSTAĆ BASKIEM
15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
reż. Emilio Martínez-Lázaro

moja ocena: 5/10

 

To trochę taki typ komedii, który wielki sukces (i niemałe pieniądze) przyniósł Dany’emu Boonowi. Chodzi bowiem o wyśmiewanie tego, co ludzi różni, szczególnie kwestii związanych z narodowością, przynależnością kulturową czy etniczną. W “Jak zostać Baskiem” śmiejemy się z dziwacznej, wrogiej relacji, rozwijającej się przez wieki między mieszkańcami południowej i północnej części Hiszpanii. Wiadomo, że na Półwyspie Iberyjskim różnorakie napięcia narodowe są dość ważkim tematem i zawsze fajnie jest nieco spuścić powietrza z tak napompowanego balonu, ale Martínez-Lázaro idzie jeszcze dalej. Cały ten kontekst staje się (o zgrozo) jedynie miejscem akcji komedii romantycznej, w której chłopak goni ledwie co poznaną dziewczynę. Pech chciał, że on jest z z Sewilli, ona z małej mieściny w Kraju Basków. Andaluzyjczyka w jej rejonach trzeba nienawidzić, bo zbyt mocno kocha Hiszpanię i zapewne kibicuje Betisowi, zaś pobratymcy chłopaka sądzą, że w północnej części kraju mieszkają sami terroryści, którzy mówią w dziwnym języku. Oczywiście, te etniczne niesnaski zrodzą kilka dość zabawnych sytuacji, ale nie ma w tym żadnej błyskotliwości czy oryginalności. Tym bardziej nie dzieje się tu nic, co by wskazywałoby na to, że Martínez-Lázaro obnaża fakt, jak absurdalne i głupie są te narodowe waśnie. Reżyser wciela się w rolę swatki, która chce zaciągnąć parę bohaterów przed ołtarz i nikt mu nawet w tym niespecjalnie przeszkadza.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=YfopzNHLp4o]