W kinie: Southpaw

southpaw

 

SOUTHPAW
polska premiera: 11.09.2015
reż. Antoine Fuqua

moja ocena: 5/10

 

To kolejny film Antoine’a Fuqua, po którym odnoszę wrażenie, iż ten reżyser po niewątpliwym sukcesie “Dnia Próby” w jakimś stopniu odcina kupony od ówczesnej sławy. To był 2001 rok, a tamto dzieło wtedy stało się synonimem mocnego, wyrazistego kina. Prawda, że Fuqua pokazał wówczas prawdziwe cojones, przypominając, czym są męskie filmy, ale nieznośne jest, jak łopatologicznie wykłada się na tej estetyce w każdej kolejnej wyreżyserowanej przez siebie produkcji. W “Southpaw” oglądamy więc bezwzględny świat boksu, w którym mężczyźni walczą o pozycję samca alfa. Gdy są na szczycie, wygląda to oczywiście efektownie i widowiskowo. Gdy główny bohater niespodziewanie traci wszystko, co kocha, wiadomo, że musi podnieść się z upadku. Żadnych niespodzianek w fabule, żadnych niebanalnych rozstrzygnięć. Wszystko toczy się tu w okropnie przewidywalny sposób. Oglądając filmy o bokserach, zawsze mam w pamięci świetnego “Wojownika” Gavina O’Connora, gdzie równie przewidywalne rozwiązania zostały absolutnie zneutralizowane rewelacyjną, koronkową fabułą i fajnymi, żywymi postaciami, których antyczny niemalże konflikt napędzał cały film aż do dramatycznego, spektakularnego finału. Gdy w “Southpaw” dochodzimy do tego samego, kulminacyjnego momentu, odetchnęłam z ulgą nie dlatego, że wysiłki Billy’ego Hope’a w ułożeniu na nowo sobie życia, znalazły szczęśliwe zakończenie. Zaraz po nim pojawiły się napisy końcowe, kończące tym samym ten nudny pokaz filmowej przeciętności.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=Mh2ebPxhoLs]