Tribute To David Bowie

DB-HG-700px

 

Odszedł David Bowie. Artysta totalny. Dla mnie wyjątkowy, bo to najpewniej on jest człowiekiem, którego muzyki w życiu słuchałam najwięcej. Oprócz płyt i piosenek uwielbiam każdą jego sceniczną kreację. We wszystkim, co Bowie robił widać było inteligencję, indywidualizm, podążanie własną ścieżkę. Nie będzie już nikogo takiego. Poniżej kilka moich naprawdę luźnych, raczej osobistych refleksji i przemyśleń, które przypomniały mi się w tym smutnym dniu. Jutro wrzucę zestaw moich najulubieńszych piosenek Davida Bowiego.

 

***
Moim zdaniem najlepszym albumem Davida Bowiego jest “Low”. Nie jest to żadna niespodzianka, bo tak uważa cała rzesza krytyków. Dla mnie to jeden z niewielu albumów, którego słucham. Nie przy okazji robienia czegoś. Po prostu czasem poświęcam te niecałe 40 minut, słuchając tylko tego wydawnictwa. Natomiast moim ulubionym albumem Bowiego jest “Ziggy Stardust And The Spiders From Mars”.

 

***
“Low” to pierwsza część tzw. Trylogii Berlińskiej – płyt, które Bowie nagrywał w dużej mierze w Berlinie Zachodnim, oddając w nich ducha trudnego, zimno-wojennego okresu. Studio nagraniowe mieściło się na Kreuzbergu, tuż obok Muru Berlińskiego. Sam Bowie mieszkał zaś na Schönebergu – 500 metrów od jego dawnego mieszkania będę stacjonować ja podczas mojego tegorocznego pobytu na Berlinale. Co ciekawe, ponoć pod tym samym adresem niedługo potem zamieszkał również Nick Cave (było to w czasach świetności The Birthday Party). W tych okolicach gdzieś na początku lat 80. na rowerze śmigała też Tilda Swinton. Jeśli ktoś chce bardziej wnikliwie zgłębić atmosferę i fenomen Berlina Zachodniego nie tylko z czasów Davida Bowiego, koniecznie powinien zobaczyć fenomenalny esej dokumentalny “B-MOVIE: Lust & Sound in West-Berlin”.

 

***
David Bowie to jeden z najbardziej fotogenicznych artystów w historii muzyki. Jego zmienny image, co świetnie pokazuje urodzinowy gif autorstwa ilustratorki Helen Green, aż prosił się o to, by go uwieczniać w różnych, nie tylko scenicznych, okolicznościach przyrody. Moje najukochańsze zdjęcie Bowiego zostało zrobione w 1973 roku na dworcu Victoria w Londynie. W tym samym roku artysta odbył też słynny spacer po komunistycznej Warszawie, który przypomniał mu się podczas tworzenia materiału na “Low”. Na płycie znalazł się utwór zatytułowany właśnie “Warszawa” – najbardziej enigmatyczna kompozycja na albumie. Była ona tak fascynująca, iż zainspirowała Iana Curtisa i kolegów do założenia grupy Warsaw, która później zmieniła nazwę na Joy Division.

 

***
Największa rola życia Davida Bowiego to Ziggy Stardust. Dziękujmy za YT, gdzie obecnie bez trudu można znaleźć całą masę klipów z czasów świetności tej postaci (lub kreacji, jak kto woli). Niemniej Brytyjczyk był też całkiem niezłym aktorem, który regularnie grywał w filmach. Jedno z najciekawszych dzieł, w których się pojawił to “Zagadka Nieśmiertelności” – kultowy debiut Tony’ego Scotta, mniej docenianego brata Ridleya Scotta. Tony niespełna 4 lata temu popełnił samobójstwo, zostawiając po sobie takie produkcje jak “Top Gun” czy “Wróg Publiczny”. Ponieważ robił on głównie komercyjne kino sensacyjne, “Zagadka Nieśmiertelności” pozostaje jakimś dziwnym ewenementem w jego twórczości. To odważny, erotyczny, skrajnie psychodeliczny film o wampirach (i o tym, że wieczne życie wcale nie równa się wieczna miłość), któremu bliżej do niejednoznacznych, wyszukanych teledysków Bowiego chociażby niż jakiegokolwiek innego tytułu z filmografii Tony’ego Scotta.

 

***
Z branżą filmową związany jest także syn Davida Bowiego, Duncan Jones (David Bowie naprawdę nazywał się David Robert Jones). Do tej pory dał on się poznać jako reżyser filmów z tzw. nurtu inteligentnego kina sci-fi. Mimo że fanką “Moon” nigdy nie byłam, uważam Jonesa za interesującego twórcę i z lekką ciekawością przyjęłam do wiadomości fakt, iż ekranizuje on kultową grę “Warcraft”.

 

***
Jeden z najbardziej wzruszających momentów, z jakimi wiąże się kariera Davida Bowiego to Koncert dla Nowego Jorku, który odbył się w październiku 2001 w Madison Square Garden, by uczcić ofiary zamachów terrorystycznych. Na sali siedziało wówczas wielu strażaków, ratujących życie rannym 11 września. To dla nich Bowie w fantastyczny sposób wykonał wówczas “Heroes”. Myślę, że było to równie mocne przeżycie, jak wówczas gdy Brytyjczyk wykonywał ten utwór po zachodniej stronie Muru Berlińskiego, występując jednocześnie też dla tych, którzy słuchali koncertu po drugiej stronie.

 

***
Mało kto chyba wie, ale jeden z najbardziej znanych utworów Bowiego, “Space Oddity”, występuje też we włoskiej wersji zatytułowanej “Ragazzo Solo, Ragazza Sola”. Powstała ona praktycznie w tym samym czasie, co oryginalna. Tekst włoskiej piosenki nie ma nic wspólnego z pierwotnym i powstał z czysto marketingowych względów i dość przypadkowo, ale okazuje się, iż fanami tej wersji “Space Oddity” było wielu słynnych Włochów, w tym np. Bernardo Bertolucci, który nawet wykopał po latach tę kompozycję i umieścił ją w swoim ostatnim filmie.

 

***
W 2013 roku londyńskie Muzeum Wiktorii i Alberta przygotowało epicką wystawę poświęconą geniuszowi Davida Bowiego. Widziałam w swoim życiu wiele wspaniałych retrospektyw malarskich, w roku ubiegłym oglądałam podobne w intencjach wystawy dedykowane projektantowi mody Alexanderowi McQueenowi (w Londynie) i reżyserowi Rainerowi Wernerowi Fassbinderowi (w Berlinie), ale żadna z nich nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „David Bowie Is”. By zrozumieć, dlaczego ta wystawa była tak cudowna, trzeba ją po prostu zobaczyć, a nie jest to takie trudne, gdyż od blisko 3 lat jeździ ona po świecie. Ja sama oglądałam ją 2 lata temu w Berlinie. Po pobycie w Paryżu czy Australii aktualnie jest ona prezentowana w holenderskim Groningen.

 

***
Inteligencja i geniusz Bowiego nie wzięły się z niczego. Brytyjczyk nie tylko wiele podróżował po świecie, był na bieżąco z tym, co dzieje się w kulturze (nie tylko w muzyce), ale też pochłaniał ogromne ilości książek. Przy okazji powyżej wspomnianej wystawy jej kuratorzy poprosili artystę, by wymienił swoje ulubione lektury. Bowie bez trudu wskazał 100 ważnych dla siebie tytułów. Mam zamiar przeczytać wszystkie te książki z tej listy, których do tej pory nie znałam. Na razie dla mnie największym odkryciem z tego zestawienia są “Wieczory cyrkowe” Angeli Carter, które szczerze polecam (z gatunku trochę psychodeliczny realizm magiczny).

 

***
“Blackstar” to 25. album w dyskografii Davida Bowiego. Dla mnie stanowi on trochę zaskakujący powrót do eksperymentów Brytyjczyka z różnych lat kariery, w tym z lat 90., za którymi niespecjalnie przepadam. Na tej nowej płycie to wszystko układa się jednak w bardzo spójną, mądrą całość. Błyskotliwą i świadomą w swojej nieprzebojowości, intrygująco surową, w wielu miejscach jakby chłodną i zdystansowaną. Jeśli faktycznie przez ostatnie kilka miesięcy David Bowie walczył ze śmiertelną chorobą, w jakimś stopniu będąc świadomym zbliżającego się końca może bardziej niż kiedykolwiek (muzyk przechodził już zawał serca ponad 10 lat temu, dlatego tak niewiele w ostatnich latach koncertował), “Blackstar” wymaga innej formy zadumy i refleksji nad treścią całej płyty. To na pewno jeszcze przede mną.