Czasem czytam: ulubione lektury 2015

W ramach małego post scriptum do mojego podsumowania filmowo-muzycznego, podobnie jak w roku ubiegłym, chciałabym krótko opowiedzieć o PARU najfajniejszych książkach, które po raz pierwszy przeczytałam w minionym roku. Jest w tym zestawie co najmniej jedno arcydzieło.

 

korzenienieba


KORZENIE NIEBA
Romain Gary
C&T, 2010

 

To jest właśnie wspomniane wyżej arcydzieło. Absolutnie genialna powieść o “ostatnim Mohikaninie Afryki” – człowieku, który w dziczy Czarnego Lądu staje po stronie istot bezbronnych i nieprzygotowanych na nadchodzące zmiany. Jednostce, broniącej wymierających wartości. A to wszystko rozgrywa się na tle bolesnej dekolonizacji Afryki, w trakcie której wycieńczone po tragedii II WŚ mocarstwa chcą ugrać jak najwięcej dla siebie. Piękna, poruszająca, epicka i metaforyczna opowieść. “Korzenie Nieba” są też ciekawe po względem narracyjnym. Główny bohater na kartach książki pojawia się stosunkowo późno, ale gdy to następuje, znamy go już bardzo dobrze. Opowieści o legendarnym obrońcy słoni przekazują sobie w różnych okolicznościach osoby, które na swojej drodze w czasie afrykańskiej tułaczki spotkały Morela. Wcześniej czytałam też “Życie przed sobą”, ale “Korzenie Nieba” zrobiły na mniej dużo większe wrażenie. Biję się więc w pierś, iż do tej pory Romain Gary funkcjonował w moim mikroświecie jako element tragicznej biografii nieodżałowanej Jean Seberg.

 

wicha


JAK PRZESTAŁEM KOCHAĆ DESIGN
Marcin Wicha
Karakter, 2015

 

Momentami fascynujące, innym razem przezabawne, a czasem przerażające przemyślenia o współczesnej polskiej sztuce graficzno-użytkowej. Tej codziennej, jak i biznesowej. Z luźnych, elokwentnych przemyśleń warszawskiego grafika wyłania się bardzo specyficzny portret estetycznej wrażliwości Polaków. A właściwie jej braku. Te groteskowe historie można by było też spokojnie przenieść na nieco inne dziedziny życia. Nawet coś takiego, jak poczucie estetyki, stosunek do otoczenia, projektowanie przestrzeni zarówno w skali mikro, jak i makro, mogą być świadectwem naszych kompleksów, ograniczeń i braku kultury. Ta książka to trochę śmiech przez łzy.

 

sciezkipln


ŚCIEŻKI PÓŁNOCY
Richard Flanagan
Wydawnictwo Literackie, 2015

 

Przesiąknięta smutkiem i goryczą opowieść o australijskich żołnierzach, którzy choć znacząco nie zaznaczyli swojej obecności na frontach II WŚ, ginęli i cierpieli w innych, dramatycznych okolicznościach. Np. podczas budowy tzw. Kolei Śmierci w Birmie – oczku w głowie japońskiego cesarstwa. Ich udręka w tamtejszych obozach była równie okrutna i nieludzka jak ta, której doświadczali więźniowie agresorów na kontynencie europejskim. Flanagan tworzy przerażające świadectwo wyzysku i znieczulicy, ale nie skupia się tylko na tym. Epickie “Ścieżki Północy” to bowiem raczej opowieść o skomplikowanej traumie, fatalizmie i cierpieniu, o których trudno zapomnieć. Z dystansem zawsze podchodzę do laureatów najważniejszych wyróżnień literackich, ale być może ta Nagroda Bookera w 2014 roku trafiła pod dobry adres.

 

whyfash


WHY FASHION MATTERS
Frances Corner
Thames and Hudson Ltd, 2014

 

Frances Corner jest dyrektorką prestiżowego London College of Fashion – jedynej uczelni wyższej na świecie, która specjalizuje się w edukacji w zakresie szeroko pojętej tematyki mody. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jej przemyślenia w każdym miejscu prezentują taki sam poziom błyskotliwości, oryginalności i mądrości, ale czyta się to wszystko bardzo fajnie. Autorce na pewno nie można odmówić fachowej wiedzy, elokwencji i “lekkiego pióra”. “Why Fashion Matters” trochę przywraca też wiarę w modę, która w dobrych rękach może być zdecydowanie czymś więcej niż sposobem na tanie (choć czasem drogie) popisywanie się. Jako ważny element osobistej kultury i czynnik budujący osobowość jednostki, co właśnie w swojej książce stara się Corner przekazać.

 

gplebanek


DZIEWCZYNY Z PORTOFINO
Grażyna Plebanek
W.A.B., 2005

 

Na tego typu literaturę, nazwijmy to: kobiecą, miałam zwykle uczulenie. Bardziej jednak umiarkowanie przekonała mnie do niej postać Sylwii Chutnik, którą czytać lubię i robię to regularnie (choć nie pozostaję bezkrytyczna wobec jej prozy), niż jakaś klasyka gatunku pokroju Zofii Chądzyńskiej czy Haliny Snopkiewicz. Grażyna Plebanek stoi właśnie gdzieś pomiędzy tradycyjnymi pisarkami a tymi już współczesnymi. Tytuł jawnie nawiązuje do słynnych “Dziewcząt z Nowolipek”, zaś sama książka opowiada podobne historie, choć osadzone już w zupełnie innych, bo PRL-owskich czasach. I ja nic nie poradzę na to, że czyta się to dokładnie tak samo, jak ogląda najlepsze dzieła Kena Loacha. Plebanek nie tylko stworzyła postacie z krwi i kości, które nawet jeśli trochę telenowelowe, sprawiają wrażenie autentycznych, ale też odmalowała precyzyjny portret czasów i epoki (i my, kobiety, generalnie możemy już odetchnąć, że raczej bezpowrotnie minionej).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.