W kinie: The Last Face (Cannes)

lastf

 

THE LAST FACE
Festival de Cannes 2016
reż. Sean Penn

moja ocena: 1/10

 

Tak spektakularne gnioty nie tylko w programach różnych festiwali, ale w ogóle zdarzają się dość rzadko. Cannes ma jednak do nich jakieś dziwne szczęście. Rok temu trafił na Gusa van Santa z “The Sea of Trees” – tytuł zebrał tak fatalne recenzje, że do chwili obecnej nie wyznaczono daty jego oficjalnej, kinowej premiery. Czy Sean Penn podzieli los swojego kolegi? Na pewno powinien. Nie chodzi nawet o to, że to tandetne romansidło, dla którego tłem stała się skąpana we krwi wewnętrznych konfliktów Afryka. Nie rozumiem całkowicie, jak to się stało, iż taki społecznik jak Penn ani przez moment nie dostrzegł, jak totalnie niesmaczne jest czynienie z ludzkiego dramatu (przedstawianego tak brutalnie i wprost) pretekstu dla płaczliwej historyjki miłosnej. Jest też coś niestosownego w tym, że jej bohaterami jest para zachodnich lekarzy działająca pod skrzydłami organizacji na wzór słynnych “Lekarzy bez granic” – jakby niosący pomoc w skandalicznych warunkach medycy nie mieli, co robić, tylko ze sobą ciągle romansować. Gdyby pominąć te szczegóły, to dalej byłby bardzo zły film – pozbawiony uczuć, strzępów autentyzmu, uczuciowej estetyki.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Odpowiedź do artykułu “W kinie: The Last Face (Cannes)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.