W kinie: Jamnik (AFF)

jamnik

 

JAMNIK
7. American Film Festival
reż. Todd Solondz

moja ocena: 6.5/10

 

Kolejna komedia (anty)ludzka w reżyserii ikony amerykańskiego kina niezależnego, w typowym dla tego twórcy stylu. Tym razem Solondz wykorzystał znany w tekstach kultury motyw krążącego między rozmaitymi bohaterami atrybutu, który łączy ich losy, choć oni sami właściwie nie spotykają się. W kinie tak wykorzystywane były już choćby instrumenty muzyczne, a w słynnym “Pieniądzu” Roberta Bressona – banknot. Amerykanin korzysta w swym filmie z żywej istoty – tytułowego jamnika. Pies przechodząc z rąk do rąk, odkrywa przed nami galerię charakterystycznych dla Solondza indywiduów – całej masy nieszczęśników i neurotyków. Pozornie żyją oni w dość spokojnym, niczym niezmąconym świecie, ale tak naprawdę dokuczają im różne napięcia, trwogi, samotność czy nuda. Okazują się pretensjonalnymi introwertykami lub bezdusznymi hipokrytami. Nawet jeśli przez krótką chwilę współczujemy tym biedakom, ostatecznie reżyser przedstawia ich tak, byśmy czuli raczej dyskomfort i przygnębienie, śledząc ich losy. Postaci z kina Solondza nigdy nie dało się lubić. Amerykanin choć tworzy w gruncie rzeczy komedie z tragicznym posmakiem, daje niewiele powodów do radości. To smutne, depresyjne filmy i takie raczej zawsze były. To właśnie można by zarzucić Solondzowi, że obraca się ciągle w dobrze sobie znanym, bezpiecznym środowisku, stale powracając do wypracowanych przez lata schematów, motywów, a nawet postaci (w “Jamniku” pojawia się Dawn Wiener, jedna z bohaterek “Witaj w domku dla lalek”). To styl oryginalny, inteligentny i angażujący, dodatkowo w każdym kolejnym dziele Solondza widać, jak świetnym Amerykanin jest scenarzystą, ale w przypadku jego najnowszego filmu byłam trochę jak ten jamnik – zobojętniała i zbyt spokojna wobec tego, co oglądam.

 

Odpowiedź do artykułu “W kinie: Jamnik (AFF)

  1. ech

    Solondz sam w sobie jest nieszczęśliwy, widziałem z nim kilka wywiadów. Zdaje się człowiekiem w wiecznej depresji, który jednocześnie jest miły, grzeczny, elokwentny, ale mówi tak dziwnie, w nieznośny (ten jego ciągle drżący głos), irytujący sposób, że kontakt z nim powoduje ciągły dyskomfort. Taki człowiek nie może tworzyć optymistycznego kina. Zresztą, który reżyser, tak jak on jako swoje alterego stworzył postać mądrego pedofila. Tak jakby mówił, że zawsze i wszędzie będzie budził obrzydzenie. To najsmutniejszy reżyser świata. I jest na to skazany, nie ma zdaje się z tego dla niego wyjścia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.