SPRZYMIERZENI
polska premiera: 25.11.2016
reż. Robert Zemeckis
moja ocena: 5/10
To film, który stanowi dość naturalną dla postaci pokroju Roberta Zemeckisa tęsknotę za filmowymi narracjami na wzór “Casablanki” czy “Mieć i nie mieć”. To przecież reżyser “Forresta Gumpa” i “Kontaktu” jest bodaj jednym z ostatnich twórców z Fabryki Snów, który żywi tak mocny i ostentacyjny sentyment do spuścizny starego Hollywood. Spektakularne, rozrywkowe kino, z wyrazistymi, ale prostymi historiami i wielkimi gwiazdami swoich czasów w obsadzie – to wizytówka filmografii Zemeckisa. Nie inaczej jest w “Sprzymierzonych”, gdzie oto wielki Brad Pitt spotkał się z równie rozchwytywaną Marion Cotillard, by na naszych oczach odtworzyć widowiskowy spektakl z wielką wojną i jeszcze większym romansem w tle. By wcielić się w role równie fatalistycznych kochanków jak ci ze wspomnianych na początku kultowych dzieł Michaela Curtiza i Howarda Hawksa, których uczucie narodziło się w niewłaściwych okolicznościach i wyjątkowo niesprzyjających czasach. Gdyby między premierą takiej “Casablanki” i “Sprzymierzonymi” nie minęło te ponad 70 lat, być może film Zemeckisa podbiłby sympatię widzów i krytyków (bo umówmy się, że uwagę tych pierwszych przykuł teraz przede wszystkim z powodu burzliwego rozstania Pitta z jego sławną małżonką Angeliną oraz kuriozalnymi plotkami o romansie aktora z Cotillard, który miał narodzić się właśnie na planie “Sprzymierzonych”). Bo choć to film dość przyzwoity, fabularnie i aktorsko całkiem sensowny, jest to jednak kino nieprzyzwoicie wręcz archaiczne i zachowawcze. Klasyki uczmy się z właściwych dzieł, a nie jego przeciętnych podróbek.