W kinie: Pasażerowie

pasazerowie

 

PASAŻEROWIE
polska premiera: 25.12.2016
reż. Morten Tyldum

moja ocena: 4.5/10

 

Na początku wydaje się, że “Pasażerowie” będą jakimś rewersem “Marsjanina”. Jeden facet i 4999 delikwentów jemu podobnych na promie kosmicznym zmierza do jakiejś odległej ziemi obiecanej, którą w kolorowych folderach sprzedaje typowo ziemska korporacja. Ale Jim odkrywa, że ze stanu hibernacji wybudził się 90 lat przed czasem. Jest jeszcze gorzej, bo obudził się tylko on. Najprawdopodobniej nigdy nie zobaczy więc raju, za podróż do którego zapłacił niemałe pieniądze. Co więcej, dożyje swoich dni w samotności w tej wielkiej puszce gdzieś w środku kosmosu – okropnie smutny i przeraźliwie znudzony. Właściwie to wystarczyłoby mocniej pochylić się nad sytuacją tego konkretnego człowieka, by stworzyć jakiś sensowny egzystencjalny dramat, któremu blisko byłoby np. do rozważań z prozy Stanisława Lema (a to byłoby coś!). Zamiast tego twórcy filmu postanawiają obudzić też Jennifer Lawrence, by Chris Pratt jednak nie umarł z nudów na tym wypasionym statku kosmicznym, by zamiast marudzić i się nie golić mógł ubierać się w niezłe ciuchy, jeść lepsze posiłki i chodzić na randki z wygadaną pisarką z Nowego Jorku. A przy okazji wykorzystać swoje wykształcenie mechanika i przysłużyć się słodko śpiącym w kapsułach pasażerom. Ostatecznie okazuje się, że połowa filmu to takie przydługie wprowadzenie do katastroficznego punktu kulminacyjnego (straszne nudy) i melodramatycznej puenty (gorszej niż śniadania Jima w klasie ekonomicznej). Jeśli ktoś jest koneserem wdzięków i talentu Jennifer Lawrence, to być może “Pasażerowie” są właśnie dla niego. Innej grupy docelowej dla tego filmu nie stwierdzono.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.