W kinie: Sztuka Kochania

sztukako

 

SZTUKA KOCHANIA
polska premiera: 27.01.2017
reż. Maria Sadowska

moja ocena: 5.5/10

 

Ten film generalnie obnaża wszystkie niedostatki Marii Sadowskiej jako reżyserki, gdyż “Sztuka Kochania” i postać kontrowersyjnej – jak na tamte czasy – lekarki Michaliny Wisłockiej miały wszelkie podstawy ku temu, by przynajmniej oglądało się ten film tak miło i przyjemnie jak produkcję Łukasza Palkowskiego sprzed paru sezonów. Ale mnie “Sztuka Kochania” w wersji kinowej trochę znużyła. Po pierwsze, film miał dość niemrawe tempo, któremu wyraźnie nie służyło szarpane, retrospektywne skakanie po różnych epizodach z życia Wisłockiej. Tutaj można od razy skrytykować kolejną rzecz – wiele wspominanych pokątnie wątków miało wątpliwe uzasadnienie fabularne. Np. dzieci bohaterki nieznośnie i sztucznie pojawiają się oraz znikają z ekranu. Jakby wypadało o nich wspomnieć, ale w sumie nie wiadomo dlaczego. Też historia związku Michaliny i Jurka, którą reżyserka stara się wskazać jako podstawową motywację dla powstania “Sztuki Kochania”, łączy się z nią za pomocą dość wątłych, ale nachalnych nici. Wiele można zarzucić też drugoplanowym postaciom w tym filmie, które praktycznie pozbawione są jakichkolwiek właściwości. Ich seans istnienia na ekranie uzasadnia tak naprawdę tylko fakt, że ich losy łączą się z losami głównej bohaterki. Mając to wszystko na względzie, nawet całkiem fajne dowcipy sytuacyjne z Wisłocką w roli głównej tracą swą moc. By jednak nie było tak tylko krytycznie i ponuro, wskażę kilka niezłych rzeczy w “Sztuce Kochania”. Podobała mi się wyrazista Magdalena Boczarska jako Michalina Wisłocka oraz operatorska robota wysokiej klasy Michała Sobocińskiego. Znakomity był też sekundowy epizod, gdy bohaterka na korytarzu minęła się ze Zbigniewem Religą. Więcej orgazmów – choć właściwie orgazmików – nie zanotowałam.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.