KRÓLEWICZ OLCH
67. Internationale Filmfestspiele Berlin
reż. Kuba Czekaj
moja ocena: 5/10
Problem z tym filmem mam taki, że powiela on wszystkie grzechy i zachwyty, które towarzyszyły już “Baby Bump”. Zresztą oba tytuły układają się w jakiś dyptyk, dość płynnie, tematycznie i estetycznie się ze sobą łącząc. “Królewicz Olch” to opowieść o dorastającym chłopaku, zbuntowanym, ale też dość posępnym geniuszu, próbującym rozwikłać zagadkę światów równoległych. Fabuła to jednak jedynie pretekst, by Kuba Czekaj mógł popisać się swoją szaloną wyobraźnią i niepohamowaną kreatywnością. “Królewicz Olch” w pierwszej kolejności jest psychodelicznym zbiorem wizualnych, lingwistycznych, muzycznych, estetycznych doznań, a dopiero w drugiej kolejności filmem o trudach dorastania. Ciężko się to ogląda, bo wszystko, co w tym dziele dobre i frapujące (urzeczywistnienie tęsknot bohatera za prawdziwą, pełną rodziną w końcówce filmu to świetna sekwencja) przegrywa ze sporą dawką elementów irytująco pretensjonalnych (wylewające się z ekranu cytaty z Goethego i pseudonaukowy bełkot). Atutem Kuby Czekaja jest na pewno operowanie oryginalnym i wyrazistym językiem filmowym, ale ciągle zdaje się on poszukiwać dla niego odpowiednich form i przekazów. Pytanie, ile jeszcze takich bezkompromisowych, chaotycznych i jednak – z punktu widzenia widza – niespełnionych dzieł reżyser będzie musiał popełnić, by w końcu wyjść poza tę etykietkę “młodego, zdolnego, poszukującego”.