W kinie: Złodziejaszki (Cannes)

koreeda18

 

ZŁODZIEJASZKI
Festival de Cannes 2018
reż. Hirokazu Kore-eda

moja ocena: 7/10

 

Hirokazu Kore-eda do Cannes przyjeżdżał już wielokrotnie z podobnymi filmami. Subtelnymi wiwisekcjami rodzinnych zależności i więzów. Zresztą echa paru ostatnich dzieł Japończyka odbijają się od prowizorycznych ścian domostwa tytułowych sklepowych złodziejaszków. Co więc sprawiło, że tym razem Kore-eda wyjechał z Lazurowego Wybrzeża z najważniejszą nagrodą imprezy? Zawsze delikatny i liryczny w opowiadaniu o najzwyczajniejszej codzienności czy intymnych relacjach bliskich sobie ludzi. Rodziców i dzieci, rodzeństwa, mężów i żon. Nie przez przypadek przecież określa się Kore-edę spadkobiercą w prostej linii filmowej tradycji nowofalowego mistrza z Kraju Kwitnącej Wiśni, Yasujirô Ozu. Nie do końca wierzyłam w perfekcyjną, cukierkową zażyłość sióstr z “Mojej Młodszej Siostry”, nie przejęłam się rozterkami dwóch rodzin z “Jak ojciec i syn”, nie chciałam rozpędzić chmur nad głowami bohaterów “Po Burzy”. Dopiero gdy Kore-eda pokazał mi, jak autentyczne i ciepłe mogą być relacje w obrębie familii z zupełnie nieidealnego, poskładanego z wielu pozornie niepasujących do siebie fragmentów obrazka, skradł tą opowieścią moje serce. Co więcej, był to bodaj pierwszy film w konkursowej stawce, który w uznaniu zjednoczył większość obecnych w Cannes krytyków.

Dwie siostry, mąż jednej z nich, ich kilkuletni syn i sędziwa nestorka rodziny żyją razem w małej chałupie, utrzymując się z emerytury babci, dorywczych zajęć, które akurat się nawiną oraz kombinowania. Drobnych kradzieży i innych przekrętów. W ten sposób jakoś wiążą koniec z końcem. Być może czasem brakuje im szamponu i dobrych ubrań, ale wspólnie radzą sobie nieźle wspierając się i podtrzymując na duchu. Ustalone status quo nieco burzy pojawienie się małej Juri, którą pewnej nocy przygarnia dwoje domowników. Zaniedbywana i odtrąca przez biologicznych rodziców dziewczynka, znajdzie ciepło i miłość pod zupełnie innym adresem.

Rodzinę z “Shoplifters” łączy nie tylko jeden dach nad głową, ale też mroczne i tragiczne sekrety, które splotły ich losy ze sobą w pierwszej kolejności. Dlatego też ta mała stabilizacja powinna mieć raczej papierowe fundamenty, a jednak dzięki szczerej zażyłości tych ludzi oraz ich przekonaniu, że tworzą sami dla siebie najlepszą rodzinę, jakoś tam trwają. W dramatycznym finale Kore-eda w końcu w gestii widza pozostawia ocenę, czy większą wartość mają więzy krwi od rodziny wybranej świadomie lub przypadkiem. Czy miłość zależy od genów, czy może od czegoś innego. Niejednoznaczny rezultat i głębia tych rozmyślań dały japońskiemu twórcy Złotą Palmę w Cannes.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.