W kinie: Człowiek, który zabił Don Kichota (Cannes)

donkichot

 

CZŁOWIEK, KTÓRY ZABIŁ DON KICHOTA
Festival de Cannes 2018
reż. Terry Gilliam

moja ocena: 4.5/10

 

Po 25 latach w końcu światło dzienne ujrzał najbardziej pechowy film w historii współczesnego kina. Prace nad nim Terry Gilliam rozpoczął jeszcze w latach 80. Po wielu finansowych perturbacjach zdjęcia rozpoczęły się gdzieś w 2000 roku, rolę Don Kichota grał wtedy Jean Rochefort, a miał partnerować mu Johnny Depp. Znów jednak pojawiły się problemy z kasą, zalany został sprzęt na planie zdjęciowym, rozchorował się francuski aktor. Od 2005 roku Gilliam regularnie wracał do swojego działa, wskrzeszając produkcję. Z różnymi współpracownikami i aktorskim zespołem. Gdy zmarł John Hurt, wcielający się w rolę Don Kichota, powstanie filmu znów stanęło pod dużym znakiem zapytania. Kolejny raz zdjęcia rozpoczęły w marcu 2017 i zakończyły trzy miesiące później, główne role zagrali Jonathan Pryce i Adam Driver. Gdy wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze, by film skończyć, włączyli się prawnicy ze swoimi pretensjami. Ten spór zakończył się dosłownie kilka dni przed premierą “Don Kichota” w Cannes i we Francji. Jeśli tego było jeszcze mało, kilka tygodni temu sam Gilliam przeszedł udar. W całkiem dobrym zdrowiu i samopoczuciu, z humorem i dystansem do całej, skomplikowanej historii swojego filmu, reżyser przyjechał na festiwal z “Człowiekiem, który zabił Don Kichota”. Mając to wszystko na względzie, tak po ludzku, Terry Gilliam zasłużył na przyzwoity film, premierę zakończoną głośną owacją na stojąco, nie z litości, ale z radości i uznania dla fajnej, kostiumowej komedii przygodowej. To się jednak nie udało. Jest tu parę ciekawych pomysłów i meta kontekstów, np. autoironiczne komentarze o pracy reżysera i produkcyjnych kulisach powstania różnych dzieł filmowych. Sam tytułowy Don Kichot – aktor-amator, który nigdy nie wyszedł ze swojej roli – ma w sobie coś rozbrajająco szczerego, w którego postawie konfrontuje się fikcja i brutalna rzeczywistość. W końcu postać z powieści Miguela de Cervantesa zdaje się być idealną personifikacją samego Gilliama – beznadziejnego marzyciela, nie zawsze rozumianego przez świat wizjonera, pozytywnego człowieka z wielką wyobraźnią, który nieraz walczył z wiatrakami, by realizować swoje pomysły. Oby te kolejne były już mniej pechowe i zdecydowanie na wyższym poziomie, bo na to zasługuje sam Terry Gilliam i widzowie jego filmów.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.