LEAN ON PETE
Nowe Horyzonty 2018
reż. Andrew Haigh
moja ocena: 7/10
Najbardziej niedoceniony film sezonu, bo od czasu premiery w zeszłym roku w Wenecji produkcja ta została skandalicznie szybko zapomniana. 15-latek wraz z ojcem zapuszcza korzenie w nowym miejscu, mając nadzieję, że już te wszystkie życiowe burze są za nimi, zaś on sam będzie mógł być teraz normalnym dzieciakiem. Charley w relacjach z ludźmi bywa zbyt nieśmiały i zamknięty, ale dobrze odnajduje się w kontakcie ze zwierzętami. Gdy podejmuje pracę w okolicznej stadninie, wydaje się, że to jego miejsce na ziemi. Zwłaszcza że jeden z koni, jego historia, zdają się być bardzo bliskie chłopcu. Życie przygotowało dla niego jednak inny, niezbyt radosny scenariusz. Subtelny język i kameralna narracja, która nie skupia się na zbyt wielu bohaterach, to znaki rozpoznawcze stylu Andrew Haigha i nie inaczej jest tym razem. Łącząc wątki filmu o dorastaniu, kina drogi i społecznego dramatu z rzuconym jakby mimochodem, interesującym spojrzeniem na prowincjonalną, kowbojską Amerykę, Brytyjczyk stworzył przejmujące dzieło o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, w którym wspaniale mienią się największe klasyki światowego kina z “Kes” Loacha i “Samotnością Długodystansowca” Richardsona na czele. Nastoletni Charlie Plummer ze swoją anielską twarzą i naturalnym usposobieniem stworzył jedną z piękniejszych, bardzo poruszających kreacji w młodzieżowym kinie, jak niegdyś Jean‑Pierre Léaud w “400 Batach” Truffaut. Każdym swoim gestem i spojrzeniem buduje też tę relację z widzem, który w żadnym momencie nie ma prawa pozostać niewzruszonym na los tego chłopaka. W ogóle to jest najbardziej niesamowita rzecz w kinie Haigha, który w każdym swoim filmie potrafi stworzyć tę niezwykłą więź widza z bohaterami, przez co ich rozterki, życie w ogóle, staje się nam tak totalnie nieobojętnie.