10. Jagoda Szelc: Wieża. Jasny Dzień [Zobacz trailer]
Jeden z najciekawszych polskich debiutów dekady. Film, w obrębie znanych w kinie niezależnym schematów, obciąża te klisze do bólu polskością. Symbolicznie pokazuje, że tkwienie w swojskich schematach, automatyczne pielęgnowanie tradycji, zachowawczość w umyśle, rozdrażnienie i pretensja w duszy, to stan chorobliwego i zgubnego letargu, który dezintegruje wspólnotę. Stąd w finale filmu kasandryczne nawoływanie do ogólnonarodowego przebudzenia, wyjścia z wieży w jasny dzień.
9. Emir Baigazin: Rzeka (Ozen) [Zobacz trailer]
Absolutnie zasłużone wyróżnienia w weneckiej sekcji Orizzonti dla jednego z najciekawszych twórców filmowych z Kazachstanu. “Rzeka” płynie z nurtem najszlachetniejszego i zarazem najbardziej wymagającego slow cinema. W ostentacyjnie statycznych, ale malarsko pięknych kadrach Emir Baigazin zamknął biblijną przypowieść o pięciu braciach, których relacje wystawione zostają na najcięższą próbę, gdy poróżnią ich skrywane głęboko sekrety i grzechy. Poezja i piękno.
8. Craig Gillespie: I, Tonya [Zobacz trailer]
Największe odkrycie poprzedniego, Oscarowego sezonu. Kino biograficzne biorące na warsztat jedną z najgorętszych historii w sporcie ostatnich dekad – rzekomą inspirację Tonyi Harding na atak na jej rywalkę z lodowej tafli, Nancy Kerrigan tuż przed igrzyskami olimpijskimi – i zamieniające ją w szaloną satyrę społeczną, szytą po Coenowsku grubą, groteskową kreską. Forma filmu jest niby w schemacie jaskrawego mockumentary, ale ślizga się ona ekspresowo od jednego punktu widzenia do drugiego, także jazda bez trzymanki gwarantowana.
7. Milko Lazarow: Ága [Zobacz trailer]
Odkrycie tegorocznego Berlinale i Nowych Horyzontów, bułgarsko-niemiecko-francuska koprodukcja “Ága” Milko Lazarovowa to slow cinema zanurzone w inuickiej tradycji i kulturze. Etnograficzna ballada o autochtonicznych mieszkańcach dalekiej i mroźnej Jakucji, w którą wpisana została wzruszająca, kameralna opowieść o konflikcie pokoleń i rodzinnym pojednaniu. Czyste piękno na ekranie i za chwilę do złapania w regularnej, kinowej dystrybucji!
6. Alex Ross Perry: Her Smell [Zobacz trailer]
Film-przeżycie. Od nieznośnie męczącego wstępu, który przedstawia nam bohaterkę stojącą nad płonącą przepaścią po melancholijny finał – prawdziwy negliż emocjonalny. Alex Ross Perry wspaniale pochyla się nad tematem z cyklu show must go on, tworząc muzyczny dramat psychologiczny, który porywa swoją intensywnością, niezwykłą bliskością wobec bohaterki i autentycznym napięciem, jaki generuje jej kruchy los. Wspaniałe!
5. Nuri Bilge Ceylan: Dzika Grusza (Ahlat Agaci) [Zobacz trailer]
Powrót syna marnotrawnego i dzieło, przy którym oddychamy dokładnie takim samym powietrzem, jakie unosi znad przerzucanych w trakcie skupionej lektury stron wielkiej powieści. Dostojewskiego, Steinbecka, Nabokova. Niespieszny, ale precyzyjny rytm filmu wyznaczają nie tylko zmieniające się we wspaniałych, plastycznych kadrach pory roku w prowincji Çanakkale, ale przede wszystkim płynnie rozciągające się w ponad 3-godzinnej fabule liczne, długie rozmowy. Warto się skupić i ponieść tej wielkiej historii.
4. Paul Thomas Anderson: Nić Widmo (Phantom Thread) [Zobacz trailer]
Subtelna, przewrotna komedia, rozkosznie i inteligentnie bawiąca się kulturowymi schematami, które są obecne w naszej sztuce od wieków. W filmie Andersona rozgrywa się mitologiczna wojna płci. Toczy się ona w zaciszu krawieckiej pracowni i stylowych włościach mistrza w tym fachu, ulubieńca reprezentantek bogatych elit Londynu i Europy lat 50. Takie kino to przykład prawdziwej sztuki, ale też okrutny dowód na to, jak nie przystaje ona do gustów i oczekiwań dzisiejszej widowni, dla której liczą się filmy prostsze w emocjach i przekazie. Chwała reżyserowi, że konsekwentnie zdaje się tym w ogóle nie przejmować.
3. Alfonso Cuarón: Roma [Zobacz trailer]
Czarno-biały film bez fajerwerków, ale sam w sobie będący niesamowitą petardą. Triumfem czystego arthouse’u i kina kameralnej prostoty. Alfonso Cuarón wraca do Mexico City swojego dzieciństwa, gdzie jako chłopiec urodzony w zamożniejszej klasie średniej, dorastał w okolicznościach bliskich bohaterom “Romy”. A właściwie bohaterkom, bo w centrum filmu reżyser umieścił kobiety, wokół których hałasuje gromadka dzieci i notorycznie zwalnia się przestrzeń z powodu wiecznie nieobecnych mężczyzn. Klasyk kina już w dniu premiery.
2. Martin McDonagh: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (Three Billboards Outside Ebbing, Missouri) [Zobacz trailer]
Patrząc na współczesne kino z USA, dzieło McDonagha wygląda jak rzecz z innej, filmowej galaktyki. Albo przynajmniej z innej epoki. Chodzi mi o amerykańskie kino lat 50. i 60., które sięgało po mocne, wyraziste historie, tworzyło pełnokrwistych bohaterów i przekazywało uniwersalne prawdy o świecie i ludziach. To egzystencjalna opowieść o gniewie i bezsilności wobec okrucieństwa i krzywdy, godzeniu się z paskudnym losem, ale też surowym świadectwem wystawionym małomiasteczkowej solidarności. Autentyczna komedia ludzka w najczystszej i najszlachetniejszej postaci.
1. Hu Bo: Siedzący Słoń (Da xiang xi di er zuo) [Zobacz trailer]
Szczęście czy nieszczęście chciało, by na czele tego zestawienia wylądował bodaj najsmutniejszy film tej dekady. Naznaczony nie tylko tragicznym losem swojego twórcy, który nawet nie dożył premiery tego (arcy)dzieła, popełniając samobójstwo chwilę po jego skończeniu, ale też ponurą beznadzieją, spowijającą nieznośną, szarą egzystencję bohaterów filmu jak gęsta, mleczna mgła. Integralność tego filmu w jego pesymistycznej wymowie, naturalność w ukazaniu tego, co wyjątkowo nieefektowne, bo przerażająco gorzkie i minorowe razem tworzą autentycznie wielką, lecz ponurą wizję świata, którego podstawowym budulcem jest ludzkie cierpienie. Kilka miesięcy po seansie ciągle pamiętam konkretne sceny z tej 4-godzinnej epopei ludzkiego dramatu i myślę, że będę je pamiętać jeszcze długo.