NA NOŻE
10. American Film Festival
reż. Rian Johnson
moja ocena: 6.5/10
“Na Noże” to przebojowy update kryminalnej ikonografii wykreowanej w nieśmiertelnej literaturze Agathy Christie. Pojawiają się w nim wszystkie elementy znane z twórczości pisarki, w tym przede wszystkim ciało z poderżniętym gardłem znalezione w gotyckiej posiadłości, barwny korowód podejrzanych i jednocześnie bliskich denata, z których niemalże każdy ma motyw, by chcieć jego śmierci oraz ekscentryczny detektyw, szukający odpowiedzi na pytanie kto zabił? To jednak nie koronkowe rozmontowywanie intrygi napędza tę fabułę, ale meta konteksty, którymi została ona naszpikowana. Znalezione zwłoki należą do sędziwego – a jakże – autora kryminałów statusem i popularnością dorównującego samej Christie, matki chrzestnej tej historii. Grany przez Daniela Craiga ekscentryczny detektyw z Francji to rozkoszna wariacja na temat postaci Herculesa Poirot. Domostwo zmarłego wypełniają dziwaczne artefakty, dla widza noszące całkiem współczesne konotacje (jak tron z noży jakby żywcem wyjęty z wiadomo-jakiego serialu), a kolorystyka scenografii i ubiorów oraz charakteryzacja bohaterów nadają im kreskówkowo-groteskowe rysy. W filmie – w cudownie zabawnym i absurdalnym kontekście – pojawia się nawet “Tęcza Grawitacji” Thomasa Pynchon. Anegdotka dla wtajemniczonych to dla mnie ścisła czołówka najlepszych dowcipów, jakie w kinie usłyszałam w tym roku. W końcu to ten przebojowy humor to też największa broń i atut dzieła Riana Johnsona. Pomysł na pstrokate odświeżenie estetyki kryminałów Agathy Christie to jedno, ale błyskotliwe jej uwspółcześnienie i nadanie soczystych, komediowych walorów to już inny, zdecydowanie trudniejszy i bardziej ambitny pomysł, któremu twórcy “Na Noże” bardzo fajnie podołali.