HISTORIA MAŁŻEŃSKA
10. American Film Festival
reż. Noah Baumbach
moja ocena: 7/10
“Historia Małżeńska” jest mocno zakorzeniona w intymnym kinie wiwisekcyjnym (“Sceny z życia małżeńskiego” Bergmana), jak i rozdzierających dramatach o rozpadzie rodziny (“Sprawa Kramerów” Bentona). Noah Baumbach przybił temu filmowi jednak swój mocny, autorski stempel, czyniąc z niego precyzyjne, ale bardzo ludzkie studium erozji związku dwojga kochających się ludzi. Miłość dalej łączy Charliego (Adam Driver) i Nicole (Scarlett Johansson), ale wiele innych czynników sprawia, że ich małżeństwo nieuchronnie dobiega końca. Ciągle pamiętają o tym, co ich w pierwszej kolejności ze sobą połączyło i gdy mówią o tym w poradni małżeńskiej widać, że tych większych rzeczy, jak i uroczych drobiazgów będzie im brakować, ale sentyment i przyzwyczajenie to marnej jakości spoiwa, gdy rany zadane często nieświadomie stały się na tyle bolesne i głębokie, że można je goić już tylko w pojedynkę. Do tego jednak daleka droga, bo nim ta para dostanie szansę na odzyskanie życiowej równowagi, czeka ją jeszcze kosztowna, katorżnicza procedura rozwodowa, w trakcie której podzielić trzeba wszystko – od dóbr materialnych, przez opiekę nad dzieckiem, po efekty własnej pracy. Nicole i Charlie dzielili bowiem nie tylko życie prywatne, ale i zawodowe. On to ambitny, zdolny reżyser, którego ulubioną aktorką i najważniejszą partnerką w budowaniu własnej, artystycznej marki została właśnie żona. Kiedy do gry wkraczają bezduszni, rządni w imieniu swoich klientów krwi prawnicy, sytuacja bohaterów staje się jeszcze bardziej dramatyczna niż pierwotnie, zaś obietnice o rozwodzie w przyjacielskiej atmosferze szybko okazują się naiwną mrzonką. Pułapką systemu, w której ugrzęźli ludzie, nie chcący już mocniej się ranić, do czego ostatecznie zostali zmuszeni procedurami i prawniczymi konwenansami.
“Historia Małżeńska”, choć dotyka wielu kwestii dotyczących rozpadu związku, pozostaje opowieścią do głębi kameralną, całkowicie pozbawioną lamentacyjnego tonu czy widowiskowego napięcia. Rozgrywaną w spokojnych rejestrach, wyciszoną i ładnie zrównoważoną w ukazywaniu racji swoich bohaterów i ogromnej wobec nich empatii. Intencje filmu doskonale zrozumieli Driver i Johansson, dołączając do swojego aktorskiego emploi kreacje naprawdę na miarę swojego talentu i możliwości, co nie zawsze przecież widać w wysokobudżetowych produkcjach, w jakich ostatnio najczęściej możemy ich oglądać. Perfekcyjna świadomość delikatności i minimalizmu filmowej struktury tej opowieści sprawiają, że fabuła Baumbacha bardziej przemawia do serca niż rozumu widza – tego zdecydowanie czulszego punktu, w który reżyser z Nowego Jorku do tej pory nie zwykł chybić.
Początkowe sceny nie zapowiadają emocjonalnego piekła jakie rozpęta się niebawem. Ostro mnie ten film poszarpał. Nie trzeba mieć ani dziecka ani historii małżeńskiej, żeby dać się wciągnąć tak szczeremu i głębokiemu obrazowi dwóch istot niszczących się nawzajem. Nie pamiętam żeby w którymkolwiem filmie Baumbach umieścił tyle “nowojorskich smaczków”, co czyni go w moich oczach trochę takim “Allenem dla dorosłych” (Alan Alda!). Nie da się nie zauważyć świadomego doboru ścieżki dźwiękowej – mocno irytujące retro, a jednak idealnie, jak w dramatach starej szkoły bardzo czytelna funkcja dystansująca od ciężaru treści. Dobór pary głównych aktorów dość intrygujący – ciekawym ćwiczeniem jest wyobrażenie sobie innych nazwisk w tych rolach, bo jednak Driver zbyt poczciwy – ciężko uwierzyć w te jego małżeńskie podłości (OK, tak miało być), Johansson chyba lepiej się sprawdza w rolach, w których mniej ma do mówienia. Fantastyczna scena z wręczaniem dokumentu rozwodowego. I wiele innych. Ten film ma precyzję skalpela.