MŁODY AHMED
polska premiera: 6.12.2019
reż. Jean-Pierre & Luc Dardenne
moja ocena: 5/10
Niewielu jest twórców takich jak bracia Dardenne, których kino od lat łączy społeczne zaangażowanie (choć o zupełnie innej sile rażenia niż takiego Kena Loacha) z charakterystycznym, konsekwentnym językiem filmowym. Tak surowym formalnie, że usytuowanym niemalże w bezpośrednim sąsiedztwie dokumentalnej estetyki. Emocjonalnie oszczędnym, ale rażącym z siłą prądu. Podglądającym bohaterów tak zwyczajnych, że kino bez wyrzutów sumienia może sobie o nich zapominać. Pamiętają Francuzi, którzy w nieefektownych perypetiach przyziemnych ludzi ukrywają wartościowe, dydaktyczne przesłanie. W “Młodym Ahmedzie” z trwogą przyglądają się narodzinom religijnego fanatyzmu, który zaczyna coraz mocniej przenikać do krwioobiegu młodego chłopaka. Dzieje się to na przekór wysiłkom otoczenia, wytaczającemu najcięższe działa, by tylko wytłumaczyć Ahmedowi, że radykalizm to nie jest dla nikogo odpowiednia, życiowa droga. Nad chłopcem płacze matka, pochylają się psycholodzy, walczy ulubiona niegdyś nauczycielka. Wszystko na próżno. Rozsądek, empatia i edukacja pozostają totalnie nieskuteczne wobec tajemniczej, trudno wytłumaczalnej atrakcyjności islamskiego fundamentalizmu. Oczywiście postawa Ahmeda uosabia jeden z najważniejszych problemów współczesnej Europy, zaś jego bliskich – bezsilność społeczną i instytucjonalną Starego Kontynentu w stawianiu czoła temu wyzwaniu. Jednak rozterki Dardenne’ów jeszcze nigdy nie były tak banalne, ich bohater tak idiotyczny i niezajmujący, a sama historia bezzębna i nieinteresująca.