W kinie: Passages (Berlinale)

passages

 

PASSAGES
Berlinale 2023
reż. Ira Sachs

moja ocena: 7/10

 

“Przejścia” to być może najdziwniejszy – dziwnie kameralny, dziwnie niespektakularny, dziwnie krzykliwy, dziwnie przyciągający – film w twórczości Iry Sachsa. Ikonicznego twórcy kina LGBTQ+, którego niewielu jednakowoż za tak ważką postać uznaje ze względu na ostatentacyjną subtelność i powściągliwą mądrość jego dotychczasowych fabuł. I tu wjeżdżają te “Przejścia” – na uroczym rowerku i w pstrokatym, moherowym sweterku, kipiące seksualną energią i patologiczną dramą, która nakręca się samoistnie dzięki toksycznej (wszech)obecności głównego protagonisty, granego bezbłędnie przez Franza Rogowskiego reżysera. Tomas wygląda jakby wykopał z grobu Rainera Wernera Fassbindera i zdjął z niego nie tylko charakterystyczne ciuchy, ale też przejął destrukcyjną naturę Niemca. Bohatera poznajemy w momencie, gdy kończy prace na paryskim planie zdjęciowym swojego kolejnego filmu. Nawet w takich okolicznościach mężczyzna nie potrafił darować sobie pretensji i narzucania ekipie przemocowym tonem kuriozalnych wymagań. Bo to z chaosu i poczucia destabilizacji Tomas zdaje się czerpać swoją życiową energię, wysysając ją jednocześnie z tych, którzy akurat znajdują się najbliżej niego.

Do monstrualnego ego bohatera przyzwyczaił się już Martin (Ben Whishaw), jego małżonek ze stoickim spokojem i niebywałą łagodnością znoszący humory i ekstrawagancje partnera. Zderzy się z tym wszystkim dopiero prostoduszna Agathe (Adèle Exarchopoulos). Po jednej, szalonej nocy z filmowcem francuska nauczycielka nieoczekiwanie ma stać się jego kochanką, muzą, wkrótce może nawet rodziną. Przynajmniej taką mniej więcej perspektywę stopniowo rysuje przed nią Tomas, ze swoim uczuciowym kryzysem konfrontując także Martina. Taki plot twist typ wymyślił dla scenariusza swojego aktualnego życia, który teraz będzie reżyserował. A zatem będzie emocjonalnie szantażował, pokazowo udawał i wątpił, obiecywał i zmieniał zdanie. Przy tym wszystkim nigdy nie tracąc z oczu tego, co w tej pogmatwanej fabule najważniejsze – siebie.

Można odnieść wrażenie, że Sachs zaproponował w “Przejściach” naturalny dla komedii format miłosnego trójkąta, który z racji samej swojej konstrukcji generuje dowcip, zabawne nieporozumienia, humorystyczne absurdy. To nie jest jednak wcale film lekki i przyjemny. Tworzą go też wyjątkowo śmiałe, surowe sceny erotyczne i wątki społecznie wrażliwe. Dyskusje bohaterów wywołujące dyskomfort i równie przeszywające zbliżenia na ich zdumione lub rozgoryczone twarze. Na gruncie fabularnym to trochę takie “Red Rocket” – równie pieprzne, zaczepne, napędzane przez narcystycznego egoistę kino, ale umiejscowione w sympatycznej, nowofalowej we francuskim stylu retro scenerii, które w formule bardzo “krzywego zwierciadła” obnaża współczesne związki i pokoleniową niedojrzałość.

To też fascynujące studium jednostkowego charakteru. Pełnego sprzeczności i paradoksów. Niby prawdziwego artysty, ale w tym zawodowym aspekcie postaci tak wątłego kalibru, że wyrozumiałość dla jego fanaberii wydaje się wręcz niezrozumiała. Wynika raczej z litości niż podziwu. Emocjonalnego agresora, który nie liczy się z niczym i nikim, zatruwając egzystencję tych, którym na nim zależy. I zupełnie nieświadomego konsekwencji, rozczulająco bezmyślnego, odnajdującego za to w tej surrealistycznej szaradzie coś na kształt kreatywnego wyzwania. Egoisty tak skupionego na sobie, że nie dostrzegającego, że prawdziwą ofiarą jego uczuciowych gierek nie jest poruczony i rozczarowany mąż czy poczciwa i wrażliwa Agathe. Jedyną ofiarą tej miłosnej katastrofy jest on sam.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.