Na deskach: Zły

ZŁY
Teatr Powszechny w Warszawie
premiera: 22.10.2010
reż. Jan Buchwald

moja ocena: 5.5/10

 

„Zły” nie jest zły, ale nie jest też dobry. Przedstawienie w reżyserii Jana Buchwalda ze scenariuszem opartym na kultowej powieści Leopolda Tyrmanda wydawało się być doskonałym pomysłem dla warszawskiego teatru. Wszakże „Zły” to opowieść o Warszawie lat 50. ze znakomitym portretem polskiej stolicy w tamtych, trudnych czasów. Problem ze spektaklem jest jednak taki, że miasto jest w nim praktycznie nieobecne. Twórcy sztuki starali się, by nadać swojej wersji „Złego” odpowiedni, warszawski klimat, ale nie udało im się to zupełnie. Bohaterowie rzucają nazwami ulic, dzielnic, miejsc i to jest właściwie najmocniejszy, warszawski akcent w całej sztuce.

Buchwald kosztem bardziej wnikliwego spojrzenia na miasto skupia się przede wszystkim na trzech historiach: łotrzykowskiej intrydze wokół lewych biletów na mecz piłkarski Polska – Węgry, które do obiegu chce wprowadzić jeden ze stołecznych gangsterów, miejskim romansem między ładną dziewczyną i młodym lekarzem oraz tajemniczą opowieścią o samotnym bohaterze, na przekór działań milicji stającym w obronie słabszych. Aby sprawniej połączyć wątki i ciekawej przedstawić historie, w sztuce wykorzystano popisy pantomimiczne, projekcie komiksów i piosenki w wykonaniu Karoliny Porcari. Wszystko trochę na siłę, momentami bez większej logiki.

Problemem „Złego” jest także to, że aktorzy niespecjalnie unieśli ciężar sztuki. Doświadczony duet Dariusz Siastacz – Agnieszka Krukówna (szef podziemnego światka i jego nonszalancka kochanka) wyraźnie wybijali się na tle młodszych kolegów i koleżanek. Paulina Chruściel i Piotr Ligienza (dziewczyna i lekarz) grali trochę, jakby obsadzeni zostali w komedii romantycznej. Reszta aktorów wypadła również dość przeciętnie. Kiepsko wypadłby też aluzje do współczesności, zbyt banalne i oczywiste. Usłyszałam komentarz starszego państwa, którzy wychodzili z teatru: książka była jednak o czymś innym. Mieli rację.

 

Zły@Teatr Powszechny