W kinie: Jak zostać królem

 

JAK ZOSTAĆ KRÓLEM
polska premiera: 28.01.2011
reż. Tom Hooper

moja ocena: 7/10

 

Filmy ukazujące szeroko rozumiane przywództwo, lidera w kulmi-nacyjnym momencie podejmowania decyzji lub mającego sprostać nieoczekiwanej sytuacji społeczno-politycznej nieczęsto prezentują temat w sposób dobrze wyważony. W pamięci pozostają z jednej strony, te najbardziej widowiskowe i patetyczne produkcje, oraz kąśliwe, dosadne satyry z drugiej. „Jak zostać królem” to pozycja z tej pierwszej grupy, której twórcy znaleźli jednak doskonały sposób, by nie przesadzać z patosem i nadęciem. Pokazanie jakże ludzkich problemów z jąkaniem się członka rodziny królewskiej, później króla brytyjskiego, który w historii zapisał się niesamowitym wsparciem dla swojego narodu w czasie II Wojny Światowej, samo w sobie nie jest zbyt genialne. Chodzi bardziej o umiejętne, drobiazgowe budowanie portretu człowieka – głowy państwa w całkowitym oderwaniu od wszystkich funkcyjnych powinności, wymogów majestatu i tym podobnych kwestii, choć wszystko obraca się przecież wokół jakichś, królewskich rytuałów. Król Jerzy (a raczej Bertie!) to na pierwszym miejscu człowiek z poważnym kompleksem, na drugim państwowy lider, świadomy swojej roli i z tego powodu walczący z poważną niedoskonałością. Ta historia imponuje niesamowitą lekkością i pietyzmem, w czym zapewne największa zasługa aktorskiego tria Firth-Bohnam Carter-Rush, którzy grają z niezwykłym luzem i godnością dla postaci jednocześnie. Mnie najbardziej w „Jak zostać królem” urzeka sentymentalny, staroświecki obraz przywództwa politycznego: pozbawionego realnej władzy, lecz mimo to prawdziwego autorytetu, który współcześnie praktycznie już wyginął. Choć film Hoopera jest idealnie skrojony pod gusta członków Amerykańskiej Akademii, tym razem nie czuję specjalnego niesmaku z tego powodu, a nawet się cieszę. Bo dzięki oscarowej propagandzie pewnie trochę ludzi obejrzy ten świetny film.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=pzI4D6dyp_o]