NASZA KLASA
Teatr na Woli w Warszawie
premiera: 16.10.2010
reż. Ondrej Spišák
moja ocena: 8/10
W przededniu premiery nowej, kontrowersyjnej książki Jana T. Grossa – autora piszącego o trudnych relacjach polsko-żydowskich w kontekście wydarzeń z czasów II Wojny Światowej i po jej zakończeniu, gdzie polski emigrant z Ameryki ma czelność portretować nasz zacny, bohaterski naród w nie najciekawszym świetle, zastanawiające jest, jak wiele czasu rodzime poświęcają temu badaczowi i jego publikacjom, podczas gdy ciekawy materiał do analiz znajduje się praktycznie na wyciągnięcie ręki. Mimo nagrody Nike i świetnych recenzji dramatu Tadeusza Słobodzianka opartego na historii Żydów z Jedwabne, odnoszę wrażenie, że niespecjalnie wnikliwie pochylono jest nad tym dziełem, a jest ono o wiele bardziej nurtujące niż niejeden historyczny esej, który o tamtych wydarzeniach stworzono. To jest jednak temat do zupełnie innej dyskusji niż ta wokół teatralnej sztuki.
Autor „Naszej Klasy” nigdy nie ukrywał, że inspiracją dla jego dramatu była m.in. twórczość Grossa, ale nigdy nie interesowała go faktografia i naukowe, historyczne podejście. Stąd też sztuka Słobodzianka przeniesiona na deski Teatru na Woli przez Ondreja Spišáka to bardzo wnikliwe, z polskiego punktu widzenia bolesne i niewygodne studium fatalizmu jednostek, których podstawy i zachowania tworzyły się poprzez trudne przenikanie się ideologii, historii i religii. Sztuka Słobodzianka, odpowiadając na pytanie „co się stało z naszą klasą”, tak naprawdę pyta o mechanizmy, jakie popychają jednostki do konkretnych czynów – zbrodni, bohaterstwa, chęci odwetu, przebaczenia i zapomnienia. Czternaście lekcji historii, jakie serwuje widzowi ten dramat, to kilkanaście niełatwych i niepopularnych w polskich środkach przekazu wspomnień z przeszłości, które w zamierzeniu autora sztuki mają ocalić je od zapomnienia, przypominać o tym, co było złe w polskich zachowaniach, zrywając z kultem rodzimego mesjanizmu.
„Nasza Klasa” to dramat bardzo dobrze zagrany z solidnie zarysowanymi postaciami – w końcu przecież wystawianie go na deskach teatru było pierwotnym zamierzeniem powstania tego tekstu i to właśnie w tej sztuce widać od początku do końca. Najsłabszym punktem przedstawienia jak dla mnie jest jedynie dość topornie minimalistyczna scenografia, która wcale nie wzmaga tragizmu losów bohaterów dramatu, ale im dalej w głąb trzygodzinnego przedstawienia, tym bardziej ten element działa raczej na jej niekorzyść. To jednak tak naprawdę niespecjalnie istotny detal, bo najważniejsza w „Naszej Klasie” jest treść i sposób jej przekazania, a to w interpretacji Ondreja Spišáka i aktorów Teatru na Woli wypada naprawdę bardzo dobrze.