SELMA
polska premiera: 10.04.2015
reż. Ava DuVernay
moja ocena: 5.5/10
Ze wszystkich hagiograficznych, patetycznych filmów o walce Afroamerykanów o równouprawnienie (lub tych, gdzie stanowi ona istotny kontekst), „Selmę” oglądało mi się najprzyjemniej. Oczywiście jest to dzieło z gatunku tych dość akademickich, najsłuszniejszych, pełnych powagi i podniosłości, rozegranych na najwyższych tonach etc. Ale w historię epizodu z życia i działalności Martina Luther Kinga reżyserce udało się wpisać cały szereg barwnych, drugoplanowych postaci i w ten sposób upodmiotowić niemalże całą afroamerykańską wspólnotę. Pokazać, że ruch, któremu przewodził pastor z Alabamy – podobnie jak np. nasza „Solidarność” – nie miał w gruncie rzeczy jednego lidera. Ciągle ścierały się tam różne wizje i racje, a decyzje nie były podejmowane jednoosobowo. Beneficjentów ewentualnego splendoru też chciało być wielu. Niemniej to King został symbolem i rzecznikiem sprawy, w którą głęboko wierzył i właśnie tę jego rolę postanowiła uwypuklić Ava DuVernay. Reżyserka, np. dzięki wielu zbiorowym scenom i stonowanej na ich tle roli Davida Oyelowo, pokazuje, że na przywództwo i legendę Martina Luther Kinga złożyło się tyleż samo jego (głównie oratorskiej) charyzmy, wiary i determinacji, ileż zbiegu okoliczności i szczęśliwie, intuicyjnie podejmowanych kolektywnie decyzji. Jednak przede wszystkim stała za nim zbiorowość. „Selma” mówi, że z historii zapamiętuje się jednostki, ale za każdą z nich zwykle stały całe rzesze oddanych sprawie zwyczajnych ludzi. Anonimowi z dzisiejszej perspektywy Afroamerykanie, którzy maszerowali z Selmy do Montgomery, zasługują więc na taką samą cześć i szacunek, jak ci, którzy szli w nim w pierwszym rzędzie. Bez tych ludzi za sobą daleko by bowiem nie zaszli. Poza tym interesującym spojrzeniem na amerykańską historię współczesną „Selma” nie prezentuje się szczególnie wyjątkowo. Generalnie podzielam opinię, że gdyby film wyreżyserował któryś z hollywoodzkich wyjadaczy, nie doczekałby się on tak pozytywnej recepcji krytyków zza Oceanu. Z jakiegoś powodu dano bowiem, skądinąd młodej, ciekawej i ambitnej twórczyni, duży kredyt zaufania za dzieło dość jednak przeciętne. Mam nadzieję, że DuVernay jeszcze udowodni, iż na to zasłużyła.
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=x6t7vVTxaic]