KLEZMER
31. Warszawski Festiwal Filmowy
reż. Piotr Chrzan
moja ocena: 5/10
Trwa wojna. Gdzieś na białostockiej prowincji, w środku lasu grupa Polaków prowadzi poważne rozkminy, co zrobić ze znalezionym w wąwozie rannym, ledwo żywym Żydem. Za doprowadzenie delikwenta pod oblicze odpowiednych organów we wsi można dostać pieniądze, naftę i cukier. Niestety nie dość, że mężczyznę trzeba przewieść z lasu, to jeszcze ewentualną nagrodę podzielić pomiędzy kilka osób. Polscy bohaterowie „Klezmera” to postacie żywcem wyjęte z najgorszego koszmaru Jarosława Kaczyńskiego, który niedawno postulował, by nakręcić kilka hollywoodzkich produkcji, promujących wizerunek prawdziwego Polaka – w domyśle odważnego, nieskazitelnego patrioty. Piotr Chrzan na pewno nie zostanie jego ulubionym reżyserem. U niego Polacy to właściwie niewykształceni cwaniacy, wierzący w durne zabobony antysemici, którzy dla niepewnych korzyści wydadzą (i skażą na śmierć) nie tylko Żyda, niedawnego sąsiada, ale też doniosą na samych siebie, jeśli to może się opłacić. I wcale nie musi stać nad nimi Niemiec z karabinem. „Klezmer” byłby na pewno dużo ciekawszym i mniej siermiężnym filmem, gdyby reżyser nie tylko konsekwentniej pozostawał w takiej surowej, realistycznej konwencji, ale jeszcze ją wzmocnił. Zamiast tego czasem próbuje być poetą. Bohaterowie pląsają więc po słonecznej, leśnej polanie z kuriozalną muzyką w tle, czytają miłosne opowieści i recytują romantyczne wiersze (konkretnie jedna osoba, która potrafi czytać). Woda w strumyku płynie sobie niespiesznym nurtem, owady budują swoje gniazda, a liście szumią na wietrze. I tylko tragiczny finał losów kilku pazernych Polaków – łopatologiczny i straszliwie dosłowny – przypomina o tym, że gdzieś trwa wojna, w której – wg reżysera – największym wrogiem wcale nie musi być niemiecki okupant.
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=sT7bA7GhNR0]
***
Kasia na WFF powered by: