W kinie: 11 Minut

11minut

 

11 MINUT
polska premiera: 23.10.2015
reż. Jerzy Skolimowski

moja ocena: 4/10

 

Nie lubię takich filmów. Wielowątkowe fabuły, skupiające się w określonej, zwykle krótkiej perspektywie czasowej na kilku, kilkunastu równorzędnych bohaterach, których losy mniej lub bardziej składnie przeplatają się w filmie, starające się opowiedzieć coś ważnego i doniosłego o współczesnym świecie. Jerzy Skolimowski w iście hollywoodzko-amerykańskim, efektownym stylu opowiada o tym, jak w gruncie rzeczy chaotyczne jest ludzkie życie, jak nie poddaje się kontroli (nieważne, jak bardzo człowiek by się starał), jak w końcu los jednostki determinowany jest przez szereg małych zdarzeń, których kulminacja następuje w jakimś konkretnym punkcie na osi życia. I ta kulminacja w “11 Minutach” wygląda całkiem spektakularnie. Spacer po labiryncie ludzkich historii, który zafundował nam Skolimowski, to z jednej strony kiczowaty triumf narracyjnego formalizmu, z drugiej – nie tak oczywista parodia schematów zachodniego kina rozrywkowego. Doceniam ciekawy pomysł reżysera, by trochę odejść od własnej strefy komfortu, robiąc film widowiskowy i nowoczesny, ale go absolutnie nie kupuję. “11 Minut” wjechało we mnie niczym rozpędzona ciężarówka na autostradzie, atakując mnie swą sztucznością, przekombinowaniem, nadęciem i pretensjonalnością.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=Fs2H5p9x8T4]