W kinie: Joy

joy

 

JOY
polska premiera: 8.01.2016
reż. David O. Russell

moja ocena: 5/10

 

Znajome nazwisko reżysera, znajome nazwiska w obsadzie i niestety równie znajomy – przez co totalne niezaskakujący i banalny – schemat fabularny. Napędzana własnymi marzeniami, działająca na przekór przeciwnościom losu, jednostka stara się pomysłowo odkroić swój kawałek tortu amerykańskiego snu. Tą osobą jest młoda matka, opiekująca się nie tylko domem, ale i własnymi rodzicami oraz byłym mężem, która swoje codzienne doświadczenia stara się wykorzystać, by ułatwić życiem takim jak ona gospodyniom domowym. I zarobić przy okazji jakieś pieniądze, dające szanse spłacić rodzinne długi i zapewnić godziwy byt każdemu ze swoich bliskich. Postawa głównej bohaterki, która przypomina dziwaczne skrzyżowanie Marthy Stewart i Matki Teresy, może i jest dość niecodzienna, przez zasługująca na filmową ekranizację, ale w rękach Davida O. Russella przypomina dzieło rzemieślnika, powielającego prace, które już nieraz wykonał. Najbardziej dziwi mnie bezmyślne przywiązanie reżysera do Jennifer Lawrence, będącej całkiem niezłą aktorką, która jednak z czysto wizualno-wiekowych powodów nie nadaje się po prostu do grania takich “heroin z życia wziętych”. Choć starała się, jak mogła, to nie była rola dla niej. Cała reszta obsady była dobrana już trafniej i wypadła solidnie, wpisując się w trywialny schemat “Joy” bez zbędnego wysiłku.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.