KOSMOS
22. Wiosna Filmów
reż. Andrzej Żuławski
moja ocena: 5/10
Wokół “Kosmosu” narosła poważna mitologia, która w końcowym rozrachunku może poważnie wpłynąć na odbiór tego dzieła. Perturbacje z wprowadzeniem filmu do kin w Polsce, który mimo zakwalifikowania się do konkursowej selekcji prestiżowego festiwalu w Locarno, nie zainteresował rodzimych dystrybutorów (ostatecznie odwagi nie zabrakło małej, niszowej firmie i “Kosmos” pojawi się na ekranach naszych kin). Aura pierwszego filmu Żuławskiego od 15 lat i powieść, stanowiąca jego podstawę, a w końcu śmierć reżysera wszystkie razem pomogły zbudować magiczne wręcz zainteresowanie tym tytułem. Żuławski wydaje się filmowym spadkobiercą gombrowiczowskiego intelektualizmu, dziwactwa i fantazji, stąd pierwotna idea, by zekranizować uznawany za jeden z największych dzieł polskiego pisarza “Kosmos”, powinno być trafnym wyborem. Połowicznie jednak to małżeństwo się udało. Reżyser, co prawda, starannie śledzi gombrowiczowską dedukcję dotyczącą aktu poznawczego, granic i skomplikowanych mechanizmów rozumienia czy postrzegania świata, włączając w nią także coś od siebie (kulturowe komentarze Witolda!), ale jest w tym procesie bardzo sztywny, sztuczny, a nawet nienaturalnie przeintelektualizowany. Dekadencko-melacholijny klimat filmu i jego cudowna, osobista końcówka sprawiają, że ma on w sobie coś z “testamentu autora”, ale ten “Kosmos” jednak przytłacza i męczy. Ale umówmy się – mówimy o filmie Andrzeja Żuławski, w przypadku którego nie ma szans na jednakową percepcję dzieła za pierwszym razem i ewentualnymi kolejnymi. Być może za parę lat wrócę do “Kosmosu” i uznam go za rzecz bliską arcydzieła, co piszę totalnie na serio i co jest naprawdę możliwe. W jakimś stopniu chcę w to też wierzyć.