HONOROWY OBYWATEL
32. Warszawski Festiwal Filmowy
reż. Gaston Duprat, Mariano Cohn
moja ocena: 7/10
„Honorowy Obywatel” – odkrycie tegorocznego festiwalu w Wenecji – to z jednej strony brawurowa satyra na prowincjonalną przaśność, z drugiej – błyskotliwa refleksja nad przenikaniem się granic w sztuce. Na ile artystyczne dzieło jest owocem twórczej wyobraźni, a na ile bałamutną nadinterpretacją osobistych przeżyć autora. Świeżo nominowany przez krajową kinematografię do reprezentowania Argentyny w wyścigu o Oscarową statuetkę film sprawdza się świetnie na wielu płaszczyznach. Pierwsza to ta komediowa, gdzie pomysłowo zarysowano okoliczności, w których wyrafinowany, inteligencki pisarz, po dwóch dekadach nieobecności, w glorii laureata Nagrody Nobla wraca do rodzinnego miasteczka (będącego dla niego nieprzebranym źródłem literackich inspiracji), by odebrać tytuł honorowego obywatela. Wydaje się, że sam pisarz liczył na sentymentalny, idylliczny powrót do korzeni, rzeczywistość Salas nie ma jednak zamiaru go rozpieszczać. Gaston Duprat i Mariano Cohn perfekcyjne wygrali tę symfonię kontrastów, jakie różnią literata kochanego przez świat Zachodu i jego dawnych pobratymców z rodzinnych stron. Od razu trudno uwierzyć, że większość przedstawicieli tej małej społeczność zaznajomiła się ze zrozumieniem z ambitną prozą Daniela Mantovaniego, ale nie przeszkadza jej to witać swojego krajana niczym Leo Messiego po wygraniu Mistrzostw Świata – jak narodowego bohatera. Rodzi to wiele przezabawnych sytuacji, ale prowokacyjna natura głównego bohatera filmu nie pozwala mu bezwiednie popłynąć z nurtem tego festynu plebejskiej zaściankowości. Im Mantovani bardziej buntuje się wobec prymitywnych, lokalnych zwyczajów, tym bardziej wrogie i nieprzyjemne staje jego otoczenie. „Honorowy Obywatel” zaczyna się od sceny, w której pisarz w Sztokholmie odbierając noblowską nagrodę, wygłasza płomienne przemówienie o tym, iż wyróżnienie choć zaszczytne, kończy jego literacką karierę. Nie uważa bowiem za artystę kogoś, kto podoba się wszystkim – czytelnikom, krytykom, jurorom konkursów. To zaczepne nieposłuszeństwo Mantovaniego powraca ze zdwojoną siłą w finale filmu i podsumowaniu przygody pisarza z powrotem do rodzinnego Salas. To bowiem, co ostatecznie zostaje po „Honorowym Obywatelu”, to nie tylko kilka komicznych scenek obśmiewających zderzenie megalomańskiej kultury z małomiasteczkowym folklorem, ale przede wszystkim wrażenie, że za każdą sztuką kryje się jakieś autorskie przeinaczanie faktów i wspomnień, ich kuglarska, celowa nadinterpretacja. Przebiegłość twórcy oraz jego kunszt polegają zaś na tym, by zdjąć z siebie jarzmo odpowiedzialności, zasłaniając się wyobraźnią i talentem. Ostatecznie autor musi mieć w sobie tyle samo pierwiastku boskiego geniuszu, ile bezwzględnego kłamcy i manipulatora.
***
Kasia na WFF powered by: