W kinie: Swiss Army Man (AFF)

swissarmyman

 

SWISS ARMY MAN
7. American Film Festival
reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert

moja ocena: 6.5/10

 

To nie jest kino dla każdego. Trzeba na pewno wykazać się dużą odporność, by zdzierżyć poważną ilość dość rynsztokowego humoru, jakim wypełniony jest ten film. To humor tak specyficzny dlatego, bo ściśle związany z ludzką fizjonomią, a dokładniej z cielesnością człowieka już martwego. Zwłoki bowiem znajduje wegetujący na bezludnej wyspie rozbitek. Facet był już na tyle zdesperowany i nie wierzył w ratunek, iż chciał ze sobą skończyć. Od samobójstwa odciągnęło go jednak znalezisko. Powoli rozkładające się ciało wydaje z siebie różne dźwięki, pojawiają się także odruchy bezwarunkowe – to wystarczyło, by samotny rozbitek uwierzył, że w dziczy nie jest już sam oraz zaczął myśleć (z fantazją MacGyvera), jak sprawić, by jego sytuacja była mniej beznadziejna niż dotychczas. “Swiss Army Man” miesza bardzo poważny temat wyobcowania, samotności i braku umiejętności odnajdywania się w labiryncie coraz bardziej skomplikowanych relacji międzyludzkich determinowanych przez ciągle zmieniające się otoczenie z ekscentryczną, bardzo nieelegancką, komediową estetyką. To film dziwny, rubaszny i okropnie kiczowaty, a jednocześnie smutny i melancholijny. To trochę taki osobliwy powiew świeżości w amerykańskim kinie zależnym, choć unosi się za nim niezbyt przyjemny zapach.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.