W kinie: Dusza i Ciało (Berlinale)

onbodyandsoulp

 

DUSZA I CIAŁO
67. Internationale Filmfestspiele Berlin
reż. Ildikó Enyedi

moja ocena: 7/10

 

Czarna / romantyczna komedia na miarę Węgier Victora Orbana. Młoda dziewczyna z zaawansowanym Aspergerem lub inną odmianą autyzmu musi zacząć pracę w przemysłowej masarni, by znaleźć miłość swojego życia. A okazuje się nią dyrektor finansowy tego przedsiębiorstwa Endre – na oko dwukrotnie starszy od Marii mężczyzna z niedowładem jednej ręki. Żeby było wiadomo, że są dla siebie stworzeni, dzielą ze sobą nie tylko miejsce pracy, ale też sny, w których ona jest sarną, a on jeleniem, biegającymi razem sobie po zaśnieżonym lesie. Z czeluści mojego dzieciństwa pamiętam Kim Basinger, wcielającą się w rolę kosmitki, która przybywa na ziemię, kalejdoskop ludzkich zachowań mając przyswojony tylko w teorii. Taką teoretyczką człowieczeństwa jest też Maria, która poprzez relację z Endre dostosowuje się do jego oczekiwań, odkrywając przy okazji świat ludzkich emocji i własne pragnienia. Jest w tym uroczo nieporadna i rozkosznie komiczna, ale jej partner ze swoim lekko ironicznym pragmatyzmem i szczerą empatią zachęca ją do przekucia teorii w praktykę dnia codziennego. Jasne, że gdyby patrzeć na węgierską fabułę jako na film o trudach międzyludzkiej komunikacji, samotności w wielkim mieście i trudnej sztuce dostosowania się do reguł tego świata oprawionych w ładne, arthouse’owe ramy i przyprawione absurdem rodem z György Pálfiego, to “On Body And Soul” wydaje się dziełem niezbyt głębokim i oryginalnym, ale naprawdę nie widzę sensu, by tej świetnej i jakże innej od mainstreamowych komedii romantycznej dorabiać jakiejś filozofii, której ta wcale nie potrzebuje i bez której wyśmienicie się broni.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.