Oficjalne, filmowe podsumowanie tradycyjnie rozpoczynam od dziesięciu rekomendacji – tytułów obecnych głównie w obiegu festiwalowym, wygrzebanych na pchlim targu światowego kina. Raptem dwie z tych pozycji doczekały się dystrybucji w naszym kraju. Odkrywanie filmów reprezentujących mniej popularne kinematografie zawsze sprawia mi dużo radości. Tym bardziej, że to był dobry rok w kinie. Oczywiście, jeśli weźmie się pod uwagę nie tylko popcornowe produkcje zza Oceanu. Słabe Berlinale zrównoważyło się może nieporywającym, ale solidnym poziomem Cannes i Wenecji (ten pierwszy zwłaszcza w sekcjach pobocznych). Mniejsze imprezy też się miały całkiem nieźle, co najlepiej dowodzi rewelacyjny w tym roku program Nowych Horyzontów.
W trakcie mijających 12 miesięcy widziałam rekordowych około 480 filmów (seriali około 50) – w kinie, na festiwalach filmowych, w domu, z czego większość to jednak produkcje nowe i najnowsze. Mój roczny ranking stanowi wypadkową mojego gustu, ukierunkowanego w stronę szeroko pojętego art-house’u, który jest mi szczególnie bliski – każdego roku to podkreślam dla zaznaczenia, że przegląd kina bieżącego zarówno komercyjnego, jak i bardziej niszowego, mam po prostu ogarnięty bardzo dobrze. Filmy nowe, które oglądam, oceniam na bieżąco, sporą część z nich też krótko recenzuję na blogu i Filmasterze. Tradycyjnie jestem szczególnie dumna, że większość moich filmów z zestawienia nie reprezentuje kinematografii anglojęzycznych. W sumie jest ich około dwudziestu. Tyle tytułem statystycznego wstępu, podsumowanie filmowe 2018 czas zacząć!
Ali Abbasi: Granica (Gräns) [Zobacz trailer]
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy film o ukrywających się na społecznych peryferiach trollach, egzystujących niepostrzeżenie pośród ludzi, może nieść ze sobą całkowicie poważne, uniwersalne przesłanie poświęcone tolerancji, sprawiedliwości, empatii, człowieczeństwu, Ali Abbasi w “Granicy” udziela jak najbardziej twierdzącej odpowiedzi na to pytanie. Tegoroczny przebój canneńskiej Un Certain Regard to film, jakiego się nie spodziewacie, który zaskakuje i który trzeba zobaczyć, cokolwiek o nim słyszeliście przed seansem.
Celia Rico Clavellino: Podróż do pokoju matki (Viaje al cuarto de una madre) [Zobacz trailer]
Odkrycie tegorocznego festiwalu w San Sebastian. Kameralny dramat o relacji matki i córki, naznaczonej żałobą po śmierci męża i ojca, z którego nagłym odejściem nie radzi sobie zwłaszcza starsza z kobiet. Hiszpanka rozgrywa swój niepozorny film na wyjątkowo lirycznych nutach. Z intymnej codzienności bohaterek (większość wydarzeń rozgrywa się w niedużym, schludnym mieszkaniu) potrafi wydobyć całe bogactwo emocji – ciepło tej rodzinnej więzi, zwyczajną miłość rodzica i dziecka, niepokój i niepewność powodowane perspektywą rozłąki w trudnym życiowo momencie. Dzięki zachowaniu fascynującego symetryzmu tychże uczuć, puenta filmu nabiera humanistycznej głębi i kojących właściwości.
Marco Dutra & Juliana Rojas: As Boas Maneiras [Zobacz trailer]
Dramat społeczny, miejska baśń, lesbijskie love story i horror o wilkołaku w jednym. Brzmi jak mieszanka zbyt wybuchowa i raczej niestrawna, ale nic bardziej mylnego. “Dobre Maniery” są wypełnione interesującymi metaforami i symbolami, narracja prowadzona tu jest z nienaganną precyzją, napięcie psychologiczne sięga wyższych rejestrów w odpowiednych momentach. Ucieszy ta produkcja zwłaszcza tych, którzy cenią sobie, gdy kino tematykę macierzyństwa i ról społecznych (nie tylko narzucanych kobietom) traktuje w oryginalny i fantazyjny sposób jak to właśnie zrobili Marco Dutra i Juliana Rojas.
Debra Granik: Leave No Trace [Zobacz trailer]
Ucieczka od cywilizacyjnych wygód jako metoda walki z zespołem stresu pourazowego, który trzeba przezwyciężyć, by być najlepszym, możliwym ojcem dla swojej nastoletniej córki. Spokojne, pozbawione dramatycznych fajerwerków kino Debry Granik niesie ze sobą mocarne emocje, jakie kryją się w relacji dwójki bohaterów. To film, który uderza nie tylko w wyjątkowo czułe, ale i właściwe struny. Z taką skromnością i empatią o ważnych, ludzkich sprawach ta reżyserka potrafi opowiadać doskonale i przy okazji odkrywa nowe talenty, jak tu choćby Thomasin McKenzie.
Jonah Hill: Mid’90s [Zobacz trailer]
Reżyserski debiut Jonah Hilla to kino wskrzeszające ducha kultowych “Dzieciaków” Lee Clarka, choć unikające jego surowego naturalizmu, ale tak samo szczere i niewymuszone. Oddające z duchologiczną wrażliwością i miejską melancholią zeitgeist konkretnej epoki – lat 90., uosabianych przez ściany magnetofonowych kaset, spodnie z krokiem w kolanach, nabożne czczenie sprezentowanego przez rodziców discmana. Hill wpisuje opowieść o dojrzewaniu w pokrytą zakurzonym pluszem, nostalgiczną narrację – nieprzeciągniętą w żadnym elemencie filmowej sztuki. Wyrastającą tyleż ze wspomnianego Clarka, ile z wczesnego van Santa, pozbawionego rasowego balastu Spike’a Lee, mglistych dziś już wspomnień o Rivierze Phoenixie. Czysta magia.
Abdellatif Kechiche: Mektoub, My Love: Canto Uno [Zobacz trailer]
Wszystko wygląda niby jak u Kechiche’a, którego znamy. Będącego nieprzyzwoicie wręcz blisko swoich bohaterów, wchodzącego bez hamulców w najbardziej intymne sytuacje z ich udziałem. A jednak to film tak beztroski i letni, że naprawdę trudno uwierzyć, iż stoi za nim właśnie ten reżyser. “Pamiętniki z wakacji” w wersji autora “Życia Adeli” to skąpane w słońcu migawki letniego błogostanu, zawieszenia między leniwym plażowaniem, kiczowatym podrywem, szaloną zabawą na dyskotekach a rozkminą życiowych dylematów najcięższego kalibru. Ja w Sète bawiłam się doskonale!
Xavier Legrand: Jeszcze nie koniec (Jusqu’à la garde) [Zobacz trailer]
Produkcja, która zapowiadała się na dość zwyczajny dramat traktujący o przemocy domowej, okazała się ostatecznie filmem błyskotliwym i przewrotnym w formie, podchodzącym do ciężkiego, społecznego tematu z dużą pomysłowością. “Jeszcze nie koniec” zaczyna się jak surowy dramat sądowy, następnie przechodzi od naturalistycznego kina społecznego jak u braci Dardenne do mrożącego krew w żyłach thrillera. Jedno z największych zaskoczeń sezonu.
Gaspar Noé: Climax [Zobacz trailer]
tatowy skandalista europejskiego kina zaprasza na prywatkę, której nie przeżył nikt. Połączenie tanecznego widowiska, taniego horroru i psychodelicznej wizji badtripa na wyjątkowo mocnym paliwie. Sangria leje się tu strumieniami, DJ gra najlepsze klubowe kawałki, a na parkiecie pozostają pot, krew i łzy. Nakręcona za przysłowiową garść dolarów produkcja, trochę przypadkowo i trochę przy okazji, ku zaskoczeniu samego twórcy porwała krytyków i publikę w Cannes, gdzie miała swoją premierę i skąd wyjechała z jedną z nagród w sekcji Quinzaine des Réalisateurs. Jeśli jeszcze nie złapaliście tego “Climaxu”, pora najwyższa!
Aditya Vikram Sengupta: Jonaki [Zobacz trailer]
Filmowe studium mechanizmów, w oparciu o które funkcjonuje ludzka pamięć, podejmujące się karkołomnej próby ułożenia narracji wedle tych niezbadanych prawideł człowieczego umysłu, ale tak naprawdę poruszająca poezja pięknych kadrów i obrazów. Układają się one w cichy lament nad życiem, które właśnie mija i niekoniecznie daje poczucie spełnienia, gdyż cieniem kładzie się na nie ciągle żywe i bolesne wspomnienie niespełnionej, młodzieńczej, ale wielkiej miłości. Slow cinema najszlachetniejszej próby.
Darya Zhuk: Kryształ (Khrustal) [Zobacz trailer]
W “Krysztale” debiutantka z Białorusi sportretowała jedną z najfajniejszych, tegorocznych bohaterek. Dziewczynę śniącą swój wielki, amerykański sen na zgliszczach poprzedniego, komunistycznego ustroju w małym, zapyziałym kraju Europy Wschodniej. Buntowniczkę osaczoną przez brutalną rzeczywistość czasów transformacji gospodarczej i społecznej. Kiedy to nowe nieśmiało puka do drzwi, ale z drugiej strony klucz przykręcają ci, którzy ciągle mówią i myślą po staremu. Kolorowe, niespokojne ptaki takie jak w takich klatkach czują się wyjątkowo źle, ale pomimo beznadziei dostrzegają jakiś optymizm na horyzoncie.