Filmy 2021: 10-1

afteryang900
10. Kogonada: After Yang

Z jednej strony głęboko humanistyczne kino sci-fi usytuowane w bliżej niedookreślonej przyszłości, które przemawia językiem niezwykle lirycznym. Z drugiej – fantazja o sztucznej inteligencji zamkniętej w humanoidalnych konstrukcjach wyrastająca z tego samego korzenia, co “Ex Machina” Garlanda i seriale “Humans” czy “Westworld”. Tylko perspektywa jakby mniejsza i o zgoła odmiennej temperaturze dramaturgii, bo zdecydowanie bardziej kameralna i wyciszona w tonie. Recenzja >>>

 

dziewczynai900
9. Ramon Zürcher & Silvan Zürcher: Dziewczyna i pająk (Das Mädchen und die Spinne) [Zobacz trailer]

Bracia Ramon i Silvan Zürcher zamknęli swoich bohaterów w bardzo ograniczonej przestrzeni kilku pokoi i korytarzy w mieszkaniach w jednej kamienicy, zamieszkanej przez podejrzanie atrakcyjnych, uśmiechniętych ludzi. Tę grupę integruje na kilkadziesiąt godzin przeprowadzka jednej z lokatorek. Lisa opuszcza wieloletnią przyjaciółkę, by rozpocząć samodzielne życie w pojedynkę. Jak poważny dla młodej dziewczyny jest to krok, niech świadczy skala przedsięwzięcia. Lisie pozbierać swoje rzeczy pomagają matka, znajomi z sąsiedztwa oraz polski majster ze swoim pomocnikiem. Recenzja >>>

 

ojciec900
8. Florian Zeller: Ojciec (The Father) [Zobacz trailer]

Siłą “Ojca” jest nie tylko ta wyrafinowana konstrukcja montażowa, gdzie subiektywna perspektywa staje się jednocześnie także zatrważająco uniwersalną. Skromny dramat przeistacza w horror z gatunku mind-game, choć dalej towarzyszą mu mocne emocje. W tym to wrażenie straszliwej bezsilności wobec postępującej ułomności własnego umysłu. Wiele w ostatnich latach było filmów o zatracaniu się jednostki w chorobie Alzheimera. “Ojciec” to najbardziej poruszający i chwytający za serce z nich wszystkich. Recenzja >>>

 

pocz900
7. Dea Kulumbegashvili: Początek (Dasatskisi) [Zobacz trailer]

Reżyserka przyznaje, że bardziej niż filmowe istotniejsze dla jej filmu miały inspiracje malarskie. I to naprawdę różnorodne – Holbein, Bacon, stare rodzinne fotografie, zakotwiczone w pamięci krajobrazy kaukaskiej, górzystej prowincji. Jej dzieło przemawia bowiem głównej obrazem. W długich, statycznych ujęciach imitujących spokój martwych natur Gruzinka zamknęła przeszywającą historię o różnych rodzajach opresji, uwięzieniu w religijnych rytuałach i patriarchalnym społeczeństwie, tonięciu w samotności. Mówią, że widać tu Hanekego, Tarkowskiego, Reygadasa, ale widać przede wszystkim Deę Kulumbegashvili.

 

titane900
6. Julia Ducournau: Titane [Zobacz trailer]

Świadomość filmowej materii, pewność własnej, artystycznej (a przecież kontrowersyjnej) wizji oraz przekonanie, co do przesłania, jakie chce się przekazać sprawiają, że kino Julii Ducournau nie można tylko traktować jako festiwalowego ekscesu, gatunkowego eksperymentu czy czystego szaleństwa. Mimo że wypełnione nawiązaniami i cytatami, “Titane” od początku do końca konsekwentnie mówi własnym językiem, dzięki któremu przemoc zrównoważona zostaje czułością, w akcie erotycznym dostrzega się głównie wołanie o miłość, a z kłamstwa czyni fundament dla prawdy. Julia, nie zwalniaj, wciskaj dalej gaz do dechy. Recenzja >>>

 

wheel900
5. Ryusuke Hamaguchi: W pętli ryzyka i fantazji (Guzen to sozo) [Zobacz trailer]

Film Hamaguchiego ma strukturę tryptyku, na który składają się trzy, niepowiązane ze sobą opowieści. Każda ma swoją odrębną dynamikę. Łączy je natomiast narracyjna lekkość, scenariuszowe wyrafinowanie i urokliwa melancholia. Każda opowieść dodatkowo zawiera w sobie drobny, fabularny twist, niespodziankę, która dowodzi niemałej maestrii Hamaguchiego, a dla widza stanowi dodatkowe uatrakcyjnienie i tak angażujących historii. Japończyk nie krył się ze swoimi inspiracjami kinem Érica Rohmera i francuski mistrz mógłby być dumny z takiego naśladowcy. Recenzja >>>

 

licorice900
4. Paul Thomas Anderson: Licorice Pizza [Zobacz trailer]

Wielcy reżyserzy mają ciągoty demaskatorskie, jeśli chodzi o powroty do czasów i krain własnego dzieciństwa. Jest u nich urocza nostalgia, ale też tendencja do rozprawienia się z kulturowymi mitami. Ale nie u P.T. Andersona, który stworzył swój najmniej ambitny film w karierze. I to zarazem jedno z jego najlepszych dzieł. Powrót do Nixonowskiej Ameryki i słonecznej Kalifornii to pretekst do opowiedzenia trochę dziwnej historii o miłości, która składa się z błahostek, anegdotek, pierdołowatych historyjek, biegania po mieście. Cudownych, zabawnych, czułych, niewymuszonych. Wypełniających filmową przestrzeń miodem z dodatkiem chili. Bo to film słodki i pieprzny jednocześnie. Dowodzący (który to już raz?), jak wybitnym reżyserem i storytellerem jest Anderson.

 

comp900
3. Juho Kuosmanen: Hytti Nro 6 [Zobacz trailer]

“Przedział nr 6” to świetne kino drogi, film o zaskakującej komunii dusz. Ze swoim ludzkim podejściem, błyskotliwym dowcipem, fajnymi bohaterami tworzy w pociągu na trasie Moskwa-Murmańsk fascynujący mikroświat, przepełniony emocjami i osobliwościami. Mimo że ten środek transportu nie wygląda na komfortowy, a potencjalni współpasażerowie na szczególnie godnych zaufania, fiński film sprawia, że chce się natychmiast w taką podróż wyruszyć i dać ponieść aurze spontanicznego voyage, voyage. Recenzja >>>

 

souv2900
2. Joanna Hogg: The Souvenir. Part 2 [Zobacz trailer]

Joanna Hogg wcale nie zaczęła opowiadać czułych historii zakorzenionych w realiach lepiej sytuowanej klasy średniej, czy wręcz klasy jeszcze bardziej uprzywilejowanej (żeby nie powiedzieć – burżuazji) od pierwszej części osobistego “The Souvenir”. Od wielu lat jej filmowe poszukiwania dotyczyły bohaterów wywodzących się z tych grup społecznych, bo też i reżyserka znała je najlepiej. Oddać jej trzeba, że przynajmniej na potrzeby dwóch ostatnich filmów stworzyła wspaniałą wizję rozterek młodości i artystycznego przebudzenia. Recenzja >>>

 

memoria900
1. Apitchapong Weerasethakul: Memoria [Zobacz trailer]

Ze wszystkich ikon współczesnego slow cinema sukcesy Apichatponga Weerasethakula cieszą mnie chyba najbardziej. W trakcie swoich festiwalowych wojaży miałam okazję uczestniczyć zarówno w pokazach premierowych dzieł Beli Tarra, Lava Diaza, ale tegoroczny seans galowy w Cannes “Memorii” wzruszył mnie najbardziej. Czekałam na ten film przez kilkanaście festiwalowych, pełnych wrażeń dni, bo – jak na złość – organizatorzy wrzucili ten film prawie na sam koniec programu. Dziwne są te relacje Taja z canneńską imprezą. Z jednej strony jego fabuły goszczą tu często, Weerasethakul zdobył Złotą Palmą, więc powinien być tu gościem niemalże honorowym. A jednak po “Wujku Boonmee” znakomity “Cmentarz Wspaniałości” w Cannes potraktowano dość słabo – zaginął on w sekcji Un Certain Regard. Zresztą zwycięstwo Weerasethakula na La Croisette w 2010 roku uważam za wybitnie przypadkowe. Doceniono bardziej osobę reżysera i reprezentowaną przez niego estetykę, która coraz mocniej przebijała się do światowego art-house’u, aniżeli to konkretne dzieło. Sama “Wujka Boonmee” cenię najmniej, jeśli chodzi o tytuły z filmografii Apichatponga, “Cmentarz Wspaniałości” natomiast postrzegam jako prawie wybitny (nr 7 w moim filmowym podsumowaniu dekady 2010-2019). Nie tyle trzeba było wyprawy w egzotyczne lasy Kolumbii, ile po prostu człowieka o wrażliwości i wizji Weerasethakula, by przypomnieć pewne proste prawdy. Jesteśmy częścią większej historii, szerszego ładu, dzielimy kolektywne wspomnienia, natura jest naszym sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Akceptacja i zrozumienie dla złożoności kosmicznego porządku to recepta na odnalezienie wewnętrznej harmonii i życiowej równowagi. Ludzie współcześnie są jak Jessica w Ameryce Południowej – zagubionymi cudzoziemcami, których ograniczają komunikacyjne bariery, dokucza alienacja, poczucie pustki i samotność. Nie każdego wybudzi głęboki dźwięk “z wnętrza ziemi” i wypchnie na drugi koniec świata, ale nigdy nie jest za późno, byśmy obudzili się sami. Recenzja >>>

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.